Drogo sprzedaje świat prezenty rzekome.
_____________________________________________________________________________
Hermiona obudziła się tuż
przed południem co ją samą zdziwiło, bo nigdy nie należała do śpiochów.
Zauważyła również, że znajduje się w łóżku otulona puszystą kołdrą, a na sobie
miała luźny, kremowy T-shirt, w którym na pewno wczoraj nie chodziła.
Zeszła powoli po schodach na
dół rozglądając się do o koła. Nie zauważyła żadnego mieszkańca domu więc
poszła do salonu. Tam chrapało dwóch mężczyzn.
- Harry! Spóźnisz się do
pracy! – próbowała obudzić przyjaciela – jednak bez skutku. Wybełkotał coś
przez sen, a słowa te nie miały większego sensu.
- Harry! Wstawaj! –
szturchnęła przyjaciela.
- Ciii… Bo wypłoszysz Lunaballe. – mruknął Ron przez sen.
- Ty też wstawaj! – podeszła
do rudzielca dzieląc go poduszką po głowie.
Do drzwi rozległ się dzwonek,
przez który dziewczyna podskoczyła ze zdziwienia.
- No i wypłoszyłaś. Teraz
sama mi wyhoduj miotłę. – burknął Weasley.
Dziewczyna cicho zachichotała
po czy skierowała się do drzwi.
- Obiad gotowy? – rzucił na
przywitanie mężczyzna posyłając Hermionie promienno-kpiący uśmiech.
Dopiero po chwili zauważył,
że kobieta jest w samym T-shirt’cię i szopą na głowie. Poszerzył uśmiech na ten
widok.
- Nie sądzę, żeby Ron umiał
gotować przez sen. – dziewczyna odwzajemniła uśmiech, nie zaważając na to, że
jeszcze dwa dni temu uważała Dracona za
wroga numer jeden.
- A moje naleśniki?
- Trucizna jeszcze się
gotuje. – odpowiedziała na złośliwy uśmiech Malfoy’a ironią.
- Wpuścisz mnie czy będziemy
tu tak stać? – zapytał po krótkiej chwili.
- To nie jest mój dom, nie ja
decyduję kto tu wchodzi.
- To mnie przepuść.
- Nie mam pewności czy
Potterowie wyrażają zgodę na twoje odwiedziny. – zakpiła.
- Przecież oni mnie kochają!
Na pewno się uradują gdy mnie zobaczą. – i nie czekając na odpowiedź panny
Granger. Złapał ją w pasie i podniósł zamieniając przy tym swoje położenie o
180 stopni. Puścił dziewczynę i powędrował do kuchni.
Hermiona lekko się
zarumieniła i dopiero po około pół minucie również stawiła się w kuchni.
- Nie powinniście być w
pracy? – zapytała.
- Dzisiaj jest niedziela. – spojrzał
na nią z politowaniem. – Rób naleśniki jestem głodny. – usiadł na jednym z
krzesełek koło wyspy.
-Masz zamiar siedzieć tutaj z
nami przez cały dzień? – zapytała wyciągając z lodówki tekturowe opakowanie z
jajkami i mleko.
- Przeszkadza ci to? – spojrzał
na drzwi lodówki zasłaniające jej postać.
- Trochę. – odparła gdy
zatrzasnęła je. – Idę się przebrać, a ty obudź te dzieci z salonu.
- Jak dla mnie możesz tak
zostać. – zadrwił, na co spojrzała na niego z politowaniem. Jednak rumieniec
wkradł się na policzki dziewczyny. – Dobra idę już po nich. – powiedział po
nieudanej próbie zabicia go wzrokiem.
Wstał i poczłapał niechętnie
do dużego pokoju skąd słychać było
donośne chrapanie. W tym czasie dziewczyna była już w swoim pokoju gdzie
ubierała białą bluzkę z rękawami ¾ i kieszonką na lewej piersi, oraz obcisłe
granatowe dżinsy. Włosy związała gumką w koński ogon, który bardzo różnił się
objętością niż ten, który nosiła sprzed ośmiu lat.
Dziwiło ją zachowanie
Dracona, wydawał się zupełnie inną osobą niż w szkole. Był sympatyczny,
towarzyski i nie wytykał jej statusu
krwi – czym była najbardziej zadziwiona. Wydawało się, że mogła by go polubić,
gdyby to tylko nie był Malfoy.
Zeszła energicznie po
schodach, a w uszach aż huczała cisza. Rozejrzała się tak jak ponad półgodziny
temu po przedpokoju. Gdy tam nie spotkała żadnej żywej duszy weszła do jadalni.
Przeszła wzrokiem po kremowo-bordowym pokoju, w którym również nie zauważyła
nikogo.
Przez jej ciało przeszedł
głęboki dreszcz, po czym wydała z siebie krzyk przerażenia.
- Malfoy ty głupi karaluchu!
– warknęła odwracając się do napastnika, którego palce wbijały się w jej brzuch
od tyłu.
Ku zaskoczeniu dziewczyny
żartownisiem, który próbował ją łaskotać nie był blondyn, a rudzielec, z
iskierkami rozbawienia w oczach.
- Już nikogo więcej nie
widzisz po za nim?! – oburzył się teatralnie.
- Co? – spłonęła rumieńcem. –
Nie! Po prostu myślałam, że tylko on jest na tyle zdziecinniały, żeby robić
sobie takie żarciki. – wytłumaczyła się dodając złośliwy uśmieszek.
- Uważasz, że jestem
zdziecinniały? – pokazał na siebie by pokazać swoje „zdziwienie”. – To wyobraź
sobie, że dwójka tamtych poważnych ludzi, teraz kąpie się w basenie.
- Co?! – wytrzeszczyła oczy.
– Masz racje wszyscy jesteście dziecinni! – warknęła, po czym skierowała swoje
kroki do salonu, gdzie znajdowało się wyjście na taras.
Gdy weszła na podwórko
przeleciał ją dreszcz, który był spowodowany zimnym powietrzem.
- Czy wyście zgłupieli?! –
krzyknęła na Harry’ego i Dracona podtapiających się w średniej wielkości
basenie. – Przecież mamy marzec!
Na groźny ton Hermiony
mężczyźni zakończyli swoją wojnę, lecz nadal chichotali i co jakiś czas
pluskali się wodą.
- Wybacz, ale tylko takim
sposobem można go obudzić. – Draco starał się być poważny, ale roześmiane oczy
zdradzały jego rozbawienie sytuacją.
- Takie to śmieszne?! –
syknęła. - Zobaczymy czy będzie tak
zabawnie jak dopadnie was mugolska grypa!
- Oj Herm nie przesadzaj.
Draco jest specjalistą w eliksirach! Raz, dwa nam ugotuje jakiś eliksir. –
odparł Harry cały w skowronkach, a ból głowy jaki miał gdy blondyn deportował
go do basenu miną wraz z innymi objawami kacu.
- Wywarzy matołku! – poprawił
go arystokrata, po czym zaatakował go kolejną porcją wody.
- Czyżby? – popatrzyła
wymownie na Smoka, przypominając sobie z opowieści, że to ona dawała mu korki z
tego przedmiotu. Splotła ręce na
piersiach. – Rozumiem, że zdałeś Owutemy na samych Wybitnych?
- Wiesz… dużo wkuwałem przed
egzaminami… - przeciągał sylaby. Nie chciał by Harry dowiedział się o ich historii.
Wybraniec spojrzał na parę i
zmarszczył brwi, nie wiedząc o co chodzi. Miona patrzyła na Dracona z miną
pewną siebie i jakby miała na niego jakiegoś haka. On za to spoglądał na nią
przepraszająco jakby chciał ją błagać, żeby zmieniła temat. Szatyn już chciał
coś powiedzieć, jednak do akcji wkroczył Ron.
- A nie mówiłem! Ale
przeszkolę! – zadrwił podchodząc do kobiety z sokiem dyniowym w lewej dłoni i
tostem w prawej.
- Nie pij z butelki. –
syknęła wyrywając mu kartonik z piciem, który kierował już do ust.
Dwójka w basenie uśmiechnęła
się złośliwie do rudzielca, powstrzymując napad śmiechu.
- Ronaldzie ale ty jesteś nie
wychowany! Jak małe dziecko! – zakpił Harry.
- Choć Miona od tych pajaców.
– powiedział z wyższością Weasley. Chciał wskoczyć do basenu z kumplami jednak
wiedział, że gdy pokaże większą klasę, może dostać coś o wiele fajniejszego niż
wygłupy z tą dwójką.
Malfoy od razu wyczuł
Weasleya, ale nie zamierzał pokazać, że mu bardziej zależy – w końcu to on!
Musi zostawić choć cząstki godności na potem.
- Idź mi obiad rób! – zawołał
do pleców oddalających się ludzi, po czym na nowo podtopił Pottera.
Kiedy byli już na tyle
zmachani, że zawarli rozejm oparli się o brzeg basenu.
- Chyba powoli zaczyna wracać
do zdrowia. –zaczął szatyn.
- Raczej tak. Ale jeszcze
wiele wstrząsów przed nią. No wiesz w końcu w te osiem lat stało się dużo. –
powiedział spokojnie blondyn.
- Racja. Zaczekajmy póki sama
się nas zapyta. – rozkazał sucho, a blondyn milczał co oznaczało zgodę. – A ty?
Jak się trzymasz? – zapytał naglę.
- Skąd te pytanie? – Draco
zmarszczył brwi. Dobrze wiedział o co chodzi, ale wolał grać na czas.
- Nie małpuj.
- Jest okej. – odpowiedział
patrząc na drzwi tarasu. – Najważniejsze, że nie rzuca we mnie nożami. – zakpił
sucho.
- No, no, widzę, że coraz
częściej używasz mugolskich zwrotów. – spojrzał na przyjaciela ze złośliwym
uśmieszkiem.
- W sumie nie mają oni tak
źle. – przyznał. – Te samochody lub telefony. To nie takie głupie wynalazki. –
zrobił minę pt. „Dobra robota!”.
- I kobiety też są fajne… -
powiedział znacząco Harry, powracając do wcześniejszego tematu.
- Nie sądzę, żeby mnie chciała. – odparł z
goryczą.
- Chcieć to móc.
- Ale ona nie chce kretynie.
– tym razem pokręcił głową czym chciał powiedzieć „Otaczają mnie debile”.
- No ale nie wieżę, żebyś ty,
wielki Draco Malfoy nie umiał poderwać czarownicy mugolskiego pochodzenia. –
zadrwił Harry.
Gdyby nie fakt, że mówił o
swojej przyjaciółce najprawdopodobniej użył by określenia „szlama”.
- Już raz to zrobiłem. –
mruknął do siebie blondyn, tak by Potter go nie usłyszał. – Sądzisz, że będzie
chciała wrócić do siebie?
- Może. – powiedział. – Ale
nasz dom zawsze stoi dla niej otworem... w sumie dla ciebie też. – uśmiechnął
się znacząco.
- Wiesz, że nie potrzebuje
twojego zaproszenia. – wykrzywił usta w kpiący uśmiech.
- Dzieci obiad!!! – drzwi
balkonu otworzyły się, a zza nich wychylił się temat ich rozmowy.
- Idziemy pani profesor! –
odkrzyknął Harry, po czy wyszedł z basenu. W jego ślady poszedł były Ślizgon.
*W tym samym czasie*
- W piątek wracasz do
Francji? – Hermiona zapytała mężczyznę, który szukał zawzięcie składników do
swojego dania po całej kuchni.
- Tak, za dwa miesiące
przecież finał ligi! – ekscytował się.
- Będziesz sędziował na
finale? – Hermiona nigdy nie przepadała za quidditchem w porównaniu do jej
przyjaciół. Jednak cieszyła się z kariery jednego z nich.
- Tak, dostałem kontrakt.
- Czemu wcześniej nie
mówiłeś?
- Bo nie byłem pewny czy w
ogóle on się odbędzie. – przyznał. –
Dopiero wczoraj wieczorem jak siedziałaś na górze, dostałem sowę z
potwierdzeniem.
- Czemu nie byłeś pewny czy
się odbędzie? – spojrzała na niego mieszając ciasto.
- Em, były małe komplikacje
ze Śmierciożercami. – powiedział cicho lekko się rumieniąc. – Ale już wszystko
zostało wyjaśnione. – uśmiechnął się blado.
- Śmierciożercami? –
powtórzyła, a po jej karku przeszło mrowienie. Dyskretnie wymacała skórę na
grzbiecie. Prawie od razu wyczuła coś
na nim.
Już chciała zapytać się
rudego czy coś ją tam ugryzło. Ale
ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, a dodatkowo rozpuściła włosy, by
jeszcze bardziej zasłonić tajemnicze wypuklenie. Po chwili ból ustał, więc
zapytała:
- Jakie komplikacje?
- Zamieszki na trybunach. –
opowiedział rzeczowo. – Ale jak mówiłem wszystko jest już w porządku i odbędą
się jak co roku 2 maja.
- To w rocznicę bitwy. –
zauważyła.
- No tak. – odpowiedział jak
najszybciej przejść na inny – ciekawszy – temat. – Długo będziesz tu mieszkała?
- Sama nie wiem. Pewnie za
jakiś tydzień, dwa, będę się już pakowała. Nie chcę być uciążliwa dla Harry’ego
i Ginny. Przecież mają własne życie, no i Jamesa.
- Mi się wydaję, że działasz
tu oczyszczająco. – powiedział gdy nareszcie zebrał wszystkie produkty.
Zagotował wodę na makaron, po czym zaczął kroić pomidory. – Oboje skarżyli mi
się w listach, że powoli ich to przerasta. A teraz… Harry cały czas się
uśmiecha i na każdym kroku żartuję i robi z siebie idiotę, a Gin wygląda na o
wiele mniej zmęczoną, niż na zdjęciach z Proroka Codziennego.
- Pochlebiasz mi. –
uśmiechnęła się promiennie. – Ale jeśli chodzi o te żarciki to raczej przez
Draco. Są tak samo równie cięci. – zauważyła. W sumie to spostrzegła, że to
Wybraniec częściej się ze wszystkich nabija i rzuca ripostami na lewo i prawo.
- Się dobrali. – nie
dowierzał. – Cholera. – zaklął pod nosem gdy z opuszka palca wskazującego
wystrzeliła krew. – Zawsze mam problem z tym nożem. – rzucił przedmiot do
zlewu.
Szatynka od razu odłożyła
plastikową miskę z ciastem do naleśników i zaczęła otwierać szafki w
poszukiwaniu apteczki.
- Jest. – mruknęła i
ściągnęła nieduży, drewniany kuferek z półki nad zlewem.
Wysypała jego zawartość na
blat w celu znalezieniu eliksiru leczącego, oraz bandażu. Znalazła je błyskawicznie.
- Nie ruszaj się. – rozkazała
troskliwym głosem przybliżając się do zaczerwienionego Rona. – Nie będzie boleć. – zapewniła.
Widziała, że mężczyzna słabo
znosił eliksiry i miał do nich uraz, po tym jak przez całe wakacje po wojnie je
zażywał.
Popatrzył jej niepewnie w
oczy ale pozwolił się opatrzyć. Nie zdążył z nią porozmawiać dłużej, a już mógł
mieć „coś fajniejszego” o czym pomyślał przy basenie. Ta sytuacja bardzo mu
pasowała.
Gdy opatrunek był już gotowy
znów zerknęła na jego twarz, która nie była już tak zdenerwowana. Panowała na
niej pokój i pewna satysfakcja.
Uśmiechnął się delikatnie,
zbliżając swoje usta do jej warg. Musnął je delikatnie, ale po chwili pogłębił
pocałunek. Nie sprzeciwiała się najprawdopodobniej z szoku, ale też nie mogła
zaprzeczyć, że podobało jej się to. Po ciele przeszedł ją krótki, ale przyjemny
dreszcz. Trochę trwało póki jej umysł wrócił do normalnej pracy.
Oderwała się od rudego
delikatnie i uśmiechnęła się przyjaźnie by dać mu znać, że wszystko jest w
porządku.
- Woda zaraz ci wyparuje. –
zażartowała spoglądając na garnek z bulgoczącą się wodą.
- Racja. – odwzajemnił
uśmiech, jednak w duchu był trochę zirytowany, że tak szybko się skończyło.
- Zawołam ich. –
poinformowała go była Gryfonka, gdy wszystko było już gotowe.
- Spaghetti? – Draco podniósł
brwi. – Tylko na to cię stać?
- Czekaj zapomniałem dodać
parę gadżetów do twojej porcji. – odgryzł się.
- Co ci się stało? – zapytał
go Harry gdy usiedli przy stole.
- Wypadek przy pracy. –
odparł bez emocji.
- Nie sądzicie, że powinniśmy
obudzić Ginny i Jamesa? – wtrąciła się Hermiona, za nim chwyciła widelec by
skosztować posiłku.
- Niech się w końcu porządnie
wyśpi. – odparł Ron. – Zostawiłem jej przecież trochę spaghetti.
- No ale dla Jamesa to chyba
nie zdrowe. Dziwne, że się jeszcze nie obudził.
- Pójdę po niego. –
zaproponował Draco, czym zadziwił kobietę, ale nie chciała tego okazywać.
Zrobił to głównie dlatego, że
dławił się widokiem dumnego jak paw Weasley’a. Nie wiedział co się stało gdy
zwierzał się z Potterem, ale nie podobały mu się rumieńce kobiety.
Wyszedł zgrabnie przez łuk
prowadzący do korytarza, w którym znajdowały się schody prowadzące na pierwsze
piętro. Przeszukał pokój małego, po czym skierował się do pokoju Hermiony,
który tak bardzo go zachęcał do zwiedzania przez uchylone drzwi.
Gdy był tam wcześniejszego
dnia od razu poczuł ciepło byłej Gryfonki. I ta woń cynamonu z lawendą… dziwił
go fakt, że kobieta pachniała tym co jego nozdrza kochają najbardziej.
Wszedł cicho jakby bał się,
że ktoś go nakryje. Z pomieszczenia bił porządek. Łóżko było już schludnie
pościelone, a ich lampki wina pozostawione po nocnych zwierzeniach zniknęły z
podłogi koło kanapy.
Przechodził po całym pokoju
bez celu. Zaglądał do różnych szafek lecz większość była pustych. Gdy zauważył,
że zachowuję się żałośnie zrezygnował ze szpiegostwa. Zamiast tego skierował
się w stronę pułki nocnej, na której pobłyskiwał malutki przedmiot. Szybko go
rozpoznał. Był to małego rozmiaru złoty pierścionek (ledwo co zmieścił by się
na palec wskazujący, niejednej szczupłej dziesięciolatki) z sześcioma
niewielkimi aleksandrytami
pochodzącymi z Sri Lancy. Po zewnętrznej stronie obręczy
miał wygrawerowane „Zawsze będziesz we mnie”.
- Draco! – krzyknęła uradowana szatynka podbiegając do blondyna. –
Jej! Te cztery miesiące były takie długie. – jęknęła przytulając Smoka.
Ten nie odpowiedział tylko mocniej się w nią wtulił, jakby się
bał, że zaraz zniknie.
Czas po wakacjach był dla niego katorgą. Nie widział dziewczyny po
rozpoczęciu szkoły, a jedyny kontakt
jaki ze sobą mieli utrzymywali przez listy.
W jego oczach w ogóle się
nie zmieniła. Brąz włosy puszyły się jak zwykle dodając jej uroku, oczy cały
czas miała roześmiane z tańczącymi iskierkami. Figura dziewczyny też zbytnio
się nie zmieniła – może jedynie stała się
bardziej kobieca. Jedyne czym się różniła Hermiona, którą pamiętał, a
tą, którą miał przed swoimi oczami to strój. Miała na sobie zgniłozielony
płaszcz z ciasno zawiązanym pasem. Spod okrycia było widać czarną spódnicę
lekko przed kolano. Nogi okryte były rajstopami tego samego odcieniu co
spódnica, a na stopach nosiła brązowe botki na niedużym koturnie.
Wyglądała jeszcze piękniej, a płatki śniegu spadające co chwile na
twarz i włosy dodawały jej uroku.
Gdy w końcu odkleili się od siebie – a trwało to dość długo –
mugole, przechodzący po stacji King Cross uśmiechali się do niech jak głupi do
sera.
- Co u ciebie? – zapytał obejmując ją w pasie.
- W porządku, ale dość ciężko. Na święta muszę sprawdzić eseje z
drugiego i czwartego roku. – westchnęła.
- Trzeba było dać dzieciakom odpocząć i nie zadawać im tyle. Tobie
też byłoby to na rękę.
- Jasne, by potem wyrośli na pomywaczy w Trzech Miotłach! Nigdy.
Jestem za nich odpowiedzialna.
- No tak zapomniałem. – uśmiechnął się złośliwie i jeszcze mocniej
ścisnął.
- A u ciebie? Jak szkoła? – zapytała.
- Jest okej. Ale mamy ciężką harówę. Nie dość, że tyle wykładów to
jeszcze zajęcia w terenie. Nie mieliśmy nawet czasu, żeby się spotkać.
- Dokładnie. Bardzo mi ciebie brakowało. – przyznała z troską. –
No ale teraz mamy dla siebie czas aż do sylwestra! – na nowo się uśmiechnęła. –
Gdzie teraz idziemy? – zapytała, gdy mijali kolejne uliczki oświetlone tylko
dzięki światłu latarni.
- Do mnie. Eva ugotowała kolacje za nim wyszła. – powiedział gdy mijali
dość spory przysypany śniegiem budynek.
Dom Dracona przypominał wille. Hermiona odwiedzała już ją w czasie
ferii letnich. Gdy to często spędzała czas ze Smokiem.
Gdy weszli do domu otuliła ich fala ciepła, Blondyn pomógł
dziewczynie zdjąć płaszcz po czym sam ściągnął swój. Zaprowadził Hermione przed
kominek na puszysty biały dywan, a sam poszedł po wino.
- Nikt więcej nie przyjdzie? – zapytała gdy chłopak podał jej
lampkę z czerwoną cieczą.
- A kogo tu jeszcze chcesz? – zapytał z uśmiechem.
- Ginny, Harry, Ron, Blaise… Właśnie! Dawno nie widziałam Diabła…
co z nim?
- Siedzi w swojej kancelarii. – odpowiedział rzeczowo. – No wiesz,
zaangażował się to całkowicie. Zawsze lubił wtrącać się w sprawy innych. –
ostatnie zdanie burknął. Czarnoskóry uwielbiał dawać mu wykłady na temat jego i
Hermiony.
Rozmawiali o wszystkim co im przyszło na język zapominając o
kolacji czekającej w lodówce . Wspominali czasy szkoły gdy to bardzo się nie
lubili („Pamiętasz jak złamałaś mi nos! Do dzisiaj mam kompleksy, że jest
krzywy… nie no żartuję, ja i kompleksy?!
Przecież jestem idealny…”), wszystkie historyjki, kiedy to prawie co nie wydało
się, że są sobie bliscy („Pamiętasz jak musiałeś wcisnąć Goyle’owi pudding
nasączony eliksirem Zapomnienia?”, „Ja mu nic nie wciskałem sam mi go zabrał”),
oraz opowiadali o ostatnich czterech miesiącach przez, które to się nie
widzieli. Hermiona mówiła o tym jak
ciężko ma nauczyciel w Hogwardzie. Ale dzieci lubią jej lekcje Obrony Przed
Czarną Magią i że słyszała wiele pogłosek iż uczniowie uważają ją za najlepszą
nauczycielkę. Za to Draco powiadał o Uniwersytecie Aurorów. Przez pierwszy
miesiąc chodził z zakwasami na całym ciele, a fakt, że nie mógł wywarzyć sobie
eliksiru na tę dolegliwość jeszcze bardziej go truła. Dopiero po trzech
miesiącach przyswoił sobie tryb tych zajęć, a nawet je polubił („Wyrzeźbiłem
sobie sześciopak. Pokazać?”).
Nie spostrzegli kiedy na zegarze w jadalni wybiła 2.00 robiąc przy
tym wiele hałasu.
- A! Zapomniałabym. – dziewczyna energicznie wstała, na co Draco
trochę spanikował, bo od razu pomyślał Eva’ie – młodej gosposi mugolskiego
pochodzenia – która co niedziele przywoziła do willi swoją siostrzenice i
czytała jej mugolską bajkę „Kopciuszek”.
- Czy ona się bawi w kopciuszka? – przemknęło mu przez myśl.
- Mam dla ciebie prezent! W końcu mamy dzisiaj gwiazdkę. – Mówiła
gdy sięgnęła po różdżkę leżącą na stoliku, po czym mruknęła zaklęcie, a małe
czarne pudełeczko wyskoczyło z jej torby.
- Chyba nie chcesz mi się oświadczyć? – zażartował na co mu
posłała pełne politowania spojrzenie.
- To spinki do garnituru… na początku chciałam dać ci książkę…
- Dziękuje. – powiedział szybko, przerywając przy tym temat
książek. Otworzył pudełko, a jego oczom ukazała się para zielonych spinek. –
Zabini ciągle mi je podkrada. – uśmiechnął się i wstał.
Podszedł do komody po drugiej stronie bordowego pokoju. Z jednej z
szuflad wyciągnął jeszcze mniejsze pudełeczko o kolorze granatu.
- Ja też mam coś dla ciebie. – uśmiechnął się delikatnie siadając
z powrotem na dywanie. Otworzył prezent. – Wesołych świąt.
- Pytałeś się mnie czy chcę ci się oświadczyć, bo pomyślałeś, że
cię wyprzedzę? – zapytała ironicznie.
- Jakbym chciał ci się oświadczyć to diament nie zmieścił by się w
tym pudełku. – powiedział to złośliwie, aczkolwiek była to prawda.
Dziewczyna przejęła prezent zakładając od razu złoty pierścionek.
- Aleksandryty… sprytnie wymyśliłeś. – przyznała. – Slytherin i
Gryffindor. – mruknęła przyglądając się kamyczkom na biżuterii, które zmieniały
kolor z zielonego na szkarłatny w zależności od światła.
Mimowolnie uśmiechnął się na
to wspomnienie. Ulżyło mu, że dziewczyna nadal ma przy sobie pierścionek od
niego. Odłożył obrączkę i wyszedł na dalsze poszukiwania Jamesa z nową dawką
dobrego humoru.
Lunaballa - niezwykle nieśmiałe stworzenie, opuszcza swe nory
tylko podczas pełni księżyca. Ma gładkie, bladoszare ciało, wyłupiaste okrągłe
oczy na czubku głowy i cztery nogi o wielkich płaskich stopach. Podczas pełni
lunaballe wykonują tylnymi nogami skomplikowane tańce. Podejrzewa się, że to
jest to rodzaj zalotów. Obserwowanie ich tańca w pełni jest bardzo fascynującym
przeżyciem, oraz bardzo opłacalnym. Gdyż jeśli zbierze się ich srebrzyste
odchody i rozsypie na grządkach jak nawóz, to rośliny urosną szybko i będą mocne.
Spotykane są na całym świecie (źródło Wikipedia).
Aleksandryt - minerał, kamień
szlachetny, rzadka, przezroczysta odmiana chryzoberylu. W zależności od oświetlenia zmienia barwę: w świetle dziennym jest zielony, w sztucznym oświetleniu
– czerwony (źródło Wikipedia).
_____________________________________________________________________________
Problemy rozwiązane tak więc jest i rozdział ;)
W sumie jest dość nudny. Nie dzieje się w nim nic poza pocałunku Rona z Hermioną. Właśnie, pewnie znajdą się osoby, w których obudziłam tym faktem rządzę mordu... ale na swoje usprawiedliwienie zadam wam pytanie; Co jest lepszego od zakochanego Dracona? Odpowiedź jest prosta; Zakochany i zazdrosny Draco. :)
Kolejny rozdział postaram się wstawić do piątku, bo znów mam małe zamieszanie prywatne.
Ps. Czytelnicy mojego drugiego
bloga, muszę przeprosić, ale jeszcze trochę poczekacie na rozdział ;(