piątek, 24 maja 2013

Rozdział 5



Drogo  sprzedaje świat prezenty rzekome.

_____________________________________________________________________________

Hermiona obudziła się tuż przed południem co ją samą zdziwiło, bo nigdy nie należała do śpiochów. Zauważyła również, że znajduje się w łóżku otulona puszystą kołdrą, a na sobie miała luźny, kremowy T-shirt, w którym na pewno wczoraj nie chodziła.
Zeszła powoli po schodach na dół rozglądając się do o koła. Nie zauważyła żadnego mieszkańca domu więc poszła do salonu. Tam chrapało dwóch mężczyzn.
- Harry! Spóźnisz się do pracy! – próbowała obudzić przyjaciela – jednak bez skutku. Wybełkotał coś przez sen, a słowa te nie miały większego sensu.
- Harry! Wstawaj! – szturchnęła przyjaciela.
- Ciii… Bo wypłoszysz Lunaballe. – mruknął Ron przez sen.
- Ty też wstawaj! – podeszła do rudzielca dzieląc go poduszką po głowie.
Do drzwi rozległ się dzwonek, przez który dziewczyna podskoczyła ze zdziwienia.
- No i wypłoszyłaś. Teraz sama mi wyhoduj miotłę. – burknął Weasley.
Dziewczyna cicho zachichotała po czy skierowała się do drzwi.
- Obiad gotowy? – rzucił na przywitanie mężczyzna posyłając Hermionie promienno-kpiący uśmiech.
Dopiero po chwili zauważył, że kobieta jest w samym T-shirt’cię i szopą na głowie. Poszerzył uśmiech na ten widok.
- Nie sądzę, żeby Ron umiał gotować przez sen. – dziewczyna odwzajemniła uśmiech, nie zaważając na to, że jeszcze dwa dni temu  uważała Dracona za wroga numer jeden.
- A moje naleśniki?
- Trucizna jeszcze się gotuje. – odpowiedziała na złośliwy uśmiech Malfoy’a ironią.
- Wpuścisz mnie czy będziemy tu tak stać? – zapytał po krótkiej chwili.
- To nie jest mój dom, nie ja decyduję kto tu wchodzi.
- To mnie przepuść.
- Nie mam pewności czy Potterowie wyrażają zgodę na twoje odwiedziny. – zakpiła.
- Przecież oni mnie kochają! Na pewno się uradują gdy mnie zobaczą. – i nie czekając na odpowiedź panny Granger. Złapał ją w pasie i podniósł zamieniając przy tym swoje położenie o 180 stopni. Puścił dziewczynę i powędrował do kuchni.
Hermiona lekko się zarumieniła i dopiero po około pół minucie również stawiła się w kuchni.
- Nie powinniście być w pracy? – zapytała.
- Dzisiaj jest niedziela. – spojrzał na nią z politowaniem. – Rób naleśniki jestem głodny. – usiadł na jednym z krzesełek koło wyspy.
-Masz zamiar siedzieć tutaj z nami przez cały dzień? – zapytała wyciągając z lodówki tekturowe opakowanie z jajkami i mleko.
- Przeszkadza ci to? – spojrzał na drzwi lodówki zasłaniające jej postać.
- Trochę. – odparła gdy zatrzasnęła je. – Idę się przebrać, a ty obudź te dzieci z salonu.
- Jak dla mnie możesz tak zostać. – zadrwił, na co spojrzała na niego z politowaniem. Jednak rumieniec wkradł się na policzki dziewczyny. – Dobra idę już po nich. – powiedział po nieudanej próbie zabicia go wzrokiem.
Wstał i poczłapał niechętnie do dużego pokoju skąd  słychać było donośne chrapanie. W tym czasie dziewczyna była już w swoim pokoju gdzie ubierała białą bluzkę z rękawami ¾ i kieszonką na lewej piersi, oraz obcisłe granatowe dżinsy. Włosy związała gumką w koński ogon, który bardzo różnił się objętością niż ten, który nosiła sprzed ośmiu lat.
Dziwiło ją zachowanie Dracona, wydawał się zupełnie inną osobą niż w szkole. Był sympatyczny, towarzyski  i nie wytykał jej statusu krwi – czym była najbardziej zadziwiona. Wydawało się, że mogła by go polubić, gdyby to tylko nie był Malfoy.
Zeszła energicznie po schodach, a w uszach aż huczała cisza. Rozejrzała się tak jak ponad półgodziny temu po przedpokoju. Gdy tam nie spotkała żadnej żywej duszy weszła do jadalni. Przeszła wzrokiem po kremowo-bordowym pokoju, w którym również nie zauważyła nikogo.
Przez jej ciało przeszedł głęboki dreszcz, po czym wydała z siebie krzyk przerażenia.
- Malfoy ty głupi karaluchu! – warknęła odwracając się do napastnika, którego palce wbijały się w jej brzuch od tyłu.
Ku zaskoczeniu dziewczyny żartownisiem, który próbował ją łaskotać nie był blondyn, a rudzielec, z iskierkami rozbawienia w oczach.
- Już nikogo więcej nie widzisz po za nim?! – oburzył się teatralnie.
- Co? – spłonęła rumieńcem. – Nie! Po prostu myślałam, że tylko on jest na tyle zdziecinniały, żeby robić sobie takie żarciki. – wytłumaczyła się dodając złośliwy uśmieszek.
- Uważasz, że jestem zdziecinniały? – pokazał na siebie by pokazać swoje „zdziwienie”. – To wyobraź sobie, że dwójka tamtych poważnych ludzi, teraz kąpie się w basenie.
- Co?! – wytrzeszczyła oczy. – Masz racje wszyscy jesteście dziecinni! – warknęła, po czym skierowała swoje kroki do salonu, gdzie znajdowało się wyjście na taras.
Gdy weszła na podwórko przeleciał ją dreszcz, który był spowodowany zimnym powietrzem.
- Czy wyście zgłupieli?! – krzyknęła na Harry’ego i Dracona podtapiających się w średniej wielkości basenie. – Przecież mamy marzec!
Na groźny ton Hermiony mężczyźni zakończyli swoją wojnę, lecz nadal chichotali i co jakiś czas pluskali się wodą.
- Wybacz, ale tylko takim sposobem można go obudzić. – Draco starał się być poważny, ale roześmiane oczy zdradzały jego rozbawienie sytuacją.
- Takie to śmieszne?! – syknęła. -  Zobaczymy czy będzie tak zabawnie jak dopadnie was mugolska grypa!
- Oj Herm nie przesadzaj. Draco jest specjalistą w eliksirach! Raz, dwa nam ugotuje jakiś eliksir. – odparł Harry cały w skowronkach, a ból głowy jaki miał gdy blondyn deportował go do basenu miną wraz z innymi objawami kacu.
- Wywarzy matołku! – poprawił go arystokrata, po czym zaatakował go kolejną porcją wody.
- Czyżby? – popatrzyła wymownie na Smoka, przypominając sobie z opowieści, że to ona dawała mu korki z tego przedmiotu.  Splotła ręce na piersiach. – Rozumiem, że zdałeś Owutemy na samych Wybitnych?
- Wiesz… dużo wkuwałem przed egzaminami… - przeciągał sylaby. Nie chciał by Harry dowiedział się o ich historii.
Wybraniec spojrzał na parę i zmarszczył brwi, nie wiedząc o co chodzi. Miona patrzyła na Dracona z miną pewną siebie i jakby miała na niego jakiegoś haka. On za to spoglądał na nią przepraszająco jakby chciał ją błagać, żeby zmieniła temat. Szatyn już chciał coś powiedzieć, jednak do akcji wkroczył Ron.
- A nie mówiłem! Ale przeszkolę! – zadrwił podchodząc do kobiety z sokiem dyniowym w lewej dłoni i tostem w prawej.
- Nie pij z butelki. – syknęła wyrywając mu kartonik z piciem, który kierował już do ust.
Dwójka w basenie uśmiechnęła się złośliwie do rudzielca, powstrzymując napad śmiechu.
- Ronaldzie ale ty jesteś nie wychowany! Jak małe dziecko! – zakpił Harry.
- Choć Miona od tych pajaców. – powiedział z wyższością Weasley. Chciał wskoczyć do basenu z kumplami jednak wiedział, że gdy pokaże większą klasę, może dostać coś o wiele fajniejszego niż wygłupy z tą dwójką.
Malfoy od razu wyczuł Weasleya, ale nie zamierzał pokazać, że mu bardziej zależy – w końcu to on! Musi zostawić choć cząstki godności na potem.
- Idź mi obiad rób! – zawołał do pleców oddalających się ludzi, po czym na nowo podtopił Pottera.
Kiedy byli już na tyle zmachani, że zawarli rozejm oparli się o brzeg basenu.
- Chyba powoli zaczyna wracać do zdrowia. –zaczął szatyn.
- Raczej tak. Ale jeszcze wiele wstrząsów przed nią. No wiesz w końcu w te osiem lat stało się dużo. – powiedział spokojnie blondyn.
- Racja. Zaczekajmy póki sama się nas zapyta. – rozkazał sucho, a blondyn milczał co oznaczało zgodę. – A ty? Jak się trzymasz? – zapytał naglę.
- Skąd te pytanie? – Draco zmarszczył brwi. Dobrze wiedział o co chodzi, ale wolał grać na czas.
- Nie małpuj.
- Jest okej. – odpowiedział patrząc na drzwi tarasu. – Najważniejsze, że nie rzuca we mnie nożami. – zakpił sucho.
- No, no, widzę, że coraz częściej używasz mugolskich zwrotów. – spojrzał na przyjaciela ze złośliwym uśmieszkiem.
- W sumie nie mają oni tak źle. – przyznał. – Te samochody lub telefony. To nie takie głupie wynalazki. – zrobił minę pt. „Dobra robota!”.
- I kobiety też są fajne… - powiedział znacząco Harry, powracając do wcześniejszego tematu.
-  Nie sądzę, żeby mnie chciała. – odparł z goryczą.
- Chcieć to móc.
- Ale ona nie chce kretynie. – tym razem pokręcił głową czym chciał powiedzieć „Otaczają mnie debile”.
- No ale nie wieżę, żebyś ty, wielki Draco Malfoy nie umiał poderwać czarownicy mugolskiego pochodzenia. – zadrwił Harry.
Gdyby nie fakt, że mówił o swojej przyjaciółce najprawdopodobniej użył by określenia „szlama”.
- Już raz to zrobiłem. – mruknął do siebie blondyn, tak by Potter go nie usłyszał. – Sądzisz, że będzie chciała wrócić do siebie?
- Może. – powiedział. – Ale nasz dom zawsze stoi dla niej otworem... w sumie dla ciebie też. – uśmiechnął się znacząco.
- Wiesz, że nie potrzebuje twojego zaproszenia. – wykrzywił usta w kpiący uśmiech.
- Dzieci obiad!!! – drzwi balkonu otworzyły się, a zza nich wychylił się temat ich rozmowy.
- Idziemy pani profesor! – odkrzyknął Harry, po czy wyszedł z basenu. W jego ślady poszedł były Ślizgon.

*W tym samym czasie*
- W piątek wracasz do Francji? – Hermiona zapytała mężczyznę, który szukał zawzięcie składników do swojego dania po całej kuchni.
- Tak, za dwa miesiące przecież finał ligi! – ekscytował się.
- Będziesz sędziował na finale? – Hermiona nigdy nie przepadała za quidditchem w porównaniu do jej przyjaciół. Jednak cieszyła się z kariery jednego z nich.
- Tak, dostałem kontrakt.
- Czemu wcześniej nie mówiłeś?
- Bo nie byłem pewny czy w ogóle on się odbędzie.   – przyznał. – Dopiero wczoraj wieczorem jak siedziałaś na górze, dostałem sowę z potwierdzeniem.
- Czemu nie byłeś pewny czy się odbędzie? – spojrzała na niego mieszając ciasto.
- Em, były małe komplikacje ze Śmierciożercami. – powiedział cicho lekko się rumieniąc. – Ale już wszystko zostało wyjaśnione. – uśmiechnął się blado.
- Śmierciożercami? – powtórzyła, a po jej karku przeszło mrowienie. Dyskretnie wymacała skórę na grzbiecie. Prawie od razu wyczuła coś na nim.
Już chciała zapytać się rudego czy coś ją tam ugryzło. Ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, a dodatkowo rozpuściła włosy, by jeszcze bardziej zasłonić tajemnicze wypuklenie. Po chwili ból ustał, więc zapytała:
- Jakie komplikacje?
- Zamieszki na trybunach. – opowiedział rzeczowo. – Ale jak mówiłem wszystko jest już w porządku i odbędą się jak co roku 2 maja.
- To w rocznicę bitwy. – zauważyła.
- No tak. – odpowiedział jak najszybciej przejść na inny – ciekawszy – temat. – Długo będziesz tu mieszkała?
- Sama nie wiem. Pewnie za jakiś tydzień, dwa, będę się już pakowała. Nie chcę być uciążliwa dla Harry’ego i Ginny. Przecież mają własne życie, no i Jamesa.
- Mi się wydaję, że działasz tu oczyszczająco. – powiedział gdy nareszcie zebrał wszystkie produkty. Zagotował wodę na makaron, po czym zaczął kroić pomidory. – Oboje skarżyli mi się w listach, że powoli ich to przerasta. A teraz… Harry cały czas się uśmiecha i na każdym kroku żartuję i robi z siebie idiotę, a Gin wygląda na o wiele mniej zmęczoną, niż na zdjęciach z Proroka Codziennego.
- Pochlebiasz mi. – uśmiechnęła się promiennie. – Ale jeśli chodzi o te żarciki to raczej przez Draco. Są tak samo równie cięci. – zauważyła. W sumie to spostrzegła, że to Wybraniec częściej się ze wszystkich nabija i rzuca ripostami na lewo i prawo.
- Się dobrali. – nie dowierzał. – Cholera. – zaklął pod nosem gdy z opuszka palca wskazującego wystrzeliła krew. – Zawsze mam problem z tym nożem. – rzucił przedmiot do zlewu.
Szatynka od razu odłożyła plastikową miskę z ciastem do naleśników i zaczęła otwierać szafki w poszukiwaniu apteczki.
- Jest. – mruknęła i ściągnęła nieduży, drewniany kuferek z półki nad zlewem.
Wysypała jego zawartość na blat w celu znalezieniu eliksiru leczącego, oraz bandażu.  Znalazła je błyskawicznie.
- Nie ruszaj się. – rozkazała troskliwym głosem przybliżając się do zaczerwienionego Rona.  – Nie będzie boleć. – zapewniła.
Widziała, że mężczyzna słabo znosił eliksiry i miał do nich uraz, po tym jak przez całe wakacje po wojnie je zażywał.
Popatrzył jej niepewnie w oczy ale pozwolił się opatrzyć. Nie zdążył z nią porozmawiać dłużej, a już mógł mieć „coś fajniejszego” o czym pomyślał przy basenie. Ta sytuacja bardzo mu pasowała. 
Gdy opatrunek był już gotowy znów zerknęła na jego twarz, która nie była już tak zdenerwowana. Panowała na niej pokój  i pewna satysfakcja.
Uśmiechnął się delikatnie, zbliżając swoje usta do jej warg. Musnął je delikatnie, ale po chwili pogłębił pocałunek. Nie sprzeciwiała się najprawdopodobniej z szoku, ale też nie mogła zaprzeczyć, że podobało jej się to. Po ciele przeszedł ją krótki, ale przyjemny dreszcz. Trochę trwało póki jej umysł wrócił do normalnej pracy.
Oderwała się od rudego delikatnie i uśmiechnęła się przyjaźnie by dać mu znać, że wszystko jest w porządku.
- Woda zaraz ci wyparuje. – zażartowała spoglądając na garnek z bulgoczącą się wodą.
- Racja. – odwzajemnił uśmiech, jednak w duchu był trochę zirytowany, że tak szybko się skończyło.

- Zawołam ich. – poinformowała go była Gryfonka, gdy wszystko było już gotowe.
- Spaghetti? – Draco podniósł brwi. – Tylko na to cię stać?
- Czekaj zapomniałem dodać parę gadżetów do twojej porcji. – odgryzł się.
- Co ci się stało? – zapytał go Harry gdy usiedli przy stole.
- Wypadek przy pracy. – odparł bez emocji.
- Nie sądzicie, że powinniśmy obudzić Ginny i Jamesa? – wtrąciła się Hermiona, za nim chwyciła widelec by skosztować posiłku.
- Niech się w końcu porządnie wyśpi. – odparł Ron. – Zostawiłem jej przecież trochę spaghetti.
- No ale dla Jamesa to chyba nie zdrowe. Dziwne, że się jeszcze nie obudził.
- Pójdę po niego. – zaproponował Draco, czym zadziwił kobietę, ale nie chciała tego okazywać.
Zrobił to głównie dlatego, że dławił się widokiem dumnego jak paw Weasley’a. Nie wiedział co się stało gdy zwierzał się z Potterem, ale nie podobały mu się rumieńce kobiety.
Wyszedł zgrabnie przez łuk prowadzący do korytarza, w którym znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro. Przeszukał pokój małego, po czym skierował się do pokoju Hermiony, który tak bardzo go zachęcał do zwiedzania przez uchylone drzwi.
Gdy był tam wcześniejszego dnia od razu poczuł ciepło byłej Gryfonki. I ta woń cynamonu z lawendą… dziwił go fakt, że kobieta pachniała tym co jego nozdrza kochają najbardziej.
Wszedł cicho jakby bał się, że ktoś go nakryje. Z pomieszczenia bił porządek. Łóżko było już schludnie pościelone, a ich lampki wina pozostawione po nocnych zwierzeniach zniknęły z podłogi koło kanapy.
Przechodził po całym pokoju bez celu. Zaglądał do różnych szafek lecz większość była pustych. Gdy zauważył, że zachowuję się żałośnie zrezygnował ze szpiegostwa. Zamiast tego skierował się w stronę pułki nocnej, na której pobłyskiwał malutki przedmiot. Szybko go rozpoznał. Był to małego rozmiaru złoty pierścionek (ledwo co zmieścił by się na palec wskazujący, niejednej szczupłej dziesięciolatki) z sześcioma niewielkimi aleksandrytami pochodzącymi  z Sri Lancy. Po zewnętrznej stronie obręczy miał wygrawerowane „Zawsze będziesz we mnie”.

- Draco! – krzyknęła uradowana szatynka podbiegając do blondyna. – Jej! Te cztery miesiące były takie długie. – jęknęła przytulając Smoka.
Ten nie odpowiedział tylko mocniej się w nią wtulił, jakby się bał, że zaraz zniknie.
Czas po wakacjach był dla niego katorgą. Nie widział dziewczyny po rozpoczęciu szkoły, a jedyny kontakt  jaki ze sobą mieli utrzymywali przez listy.
W  jego oczach w ogóle się nie zmieniła. Brąz włosy puszyły się jak zwykle dodając jej uroku, oczy cały czas miała roześmiane z tańczącymi iskierkami. Figura dziewczyny też zbytnio się nie zmieniła – może jedynie stała się  bardziej kobieca. Jedyne czym się różniła Hermiona, którą pamiętał, a tą, którą miał przed swoimi oczami to strój. Miała na sobie zgniłozielony płaszcz z ciasno zawiązanym pasem. Spod okrycia było widać czarną spódnicę lekko przed kolano. Nogi okryte były rajstopami tego samego odcieniu co spódnica, a na stopach nosiła brązowe botki na niedużym koturnie.
Wyglądała jeszcze piękniej, a płatki śniegu spadające co chwile na twarz i włosy dodawały jej uroku.
Gdy w końcu odkleili się od siebie – a trwało to dość długo – mugole, przechodzący po stacji King Cross uśmiechali się do niech jak głupi do sera.
- Co u ciebie? – zapytał obejmując ją w pasie.
- W porządku, ale dość ciężko. Na święta muszę sprawdzić eseje z drugiego i czwartego roku. – westchnęła.
- Trzeba było dać dzieciakom odpocząć i nie zadawać im tyle. Tobie też byłoby to na rękę.
- Jasne, by potem wyrośli na pomywaczy w Trzech Miotłach! Nigdy. Jestem za nich odpowiedzialna.
- No tak zapomniałem. – uśmiechnął się złośliwie i jeszcze mocniej ścisnął.
- A u ciebie? Jak szkoła? – zapytała.
- Jest okej. Ale mamy ciężką harówę. Nie dość, że tyle wykładów to jeszcze zajęcia w terenie. Nie mieliśmy nawet czasu, żeby się spotkać.
- Dokładnie. Bardzo mi ciebie brakowało. – przyznała z troską. – No ale teraz mamy dla siebie czas aż do sylwestra! – na nowo się uśmiechnęła. – Gdzie teraz idziemy? – zapytała, gdy mijali kolejne uliczki oświetlone tylko dzięki światłu latarni.
- Do mnie. Eva ugotowała  kolacje za nim wyszła. – powiedział gdy mijali dość spory przysypany śniegiem budynek.
Dom Dracona przypominał wille. Hermiona odwiedzała już ją w czasie ferii letnich. Gdy to często spędzała czas ze Smokiem.
Gdy weszli do domu otuliła ich fala ciepła, Blondyn pomógł dziewczynie zdjąć płaszcz po czym sam ściągnął swój. Zaprowadził Hermione przed kominek na puszysty biały dywan, a sam poszedł po wino.
- Nikt więcej nie przyjdzie? – zapytała gdy chłopak podał jej lampkę z czerwoną cieczą.
- A kogo tu jeszcze chcesz? – zapytał z uśmiechem.
- Ginny, Harry, Ron, Blaise… Właśnie! Dawno nie widziałam Diabła… co z nim?
- Siedzi w swojej kancelarii. – odpowiedział rzeczowo. – No wiesz, zaangażował się to całkowicie. Zawsze lubił wtrącać się w sprawy innych. – ostatnie zdanie burknął. Czarnoskóry uwielbiał dawać mu wykłady na temat jego i Hermiony.
Rozmawiali o wszystkim co im przyszło na język zapominając o kolacji czekającej w lodówce . Wspominali czasy szkoły gdy to bardzo się nie lubili („Pamiętasz jak złamałaś mi nos! Do dzisiaj mam kompleksy, że jest krzywy… nie no żartuję, ja  i kompleksy?! Przecież jestem idealny…”), wszystkie historyjki, kiedy to prawie co nie wydało się, że są sobie bliscy („Pamiętasz jak musiałeś wcisnąć Goyle’owi pudding nasączony eliksirem Zapomnienia?”, „Ja mu nic nie wciskałem sam mi go zabrał”), oraz opowiadali o ostatnich czterech miesiącach przez, które to się nie widzieli. Hermiona mówiła  o tym jak ciężko ma nauczyciel w Hogwardzie. Ale dzieci lubią jej lekcje Obrony Przed Czarną Magią i że słyszała wiele pogłosek iż uczniowie uważają ją za najlepszą nauczycielkę. Za to Draco powiadał o Uniwersytecie Aurorów. Przez pierwszy miesiąc chodził z zakwasami na całym ciele, a fakt, że nie mógł wywarzyć sobie eliksiru na tę dolegliwość jeszcze bardziej go truła. Dopiero po trzech miesiącach przyswoił sobie tryb tych zajęć, a nawet je polubił („Wyrzeźbiłem sobie sześciopak. Pokazać?”).
Nie spostrzegli kiedy na zegarze w jadalni wybiła 2.00 robiąc przy tym wiele hałasu.
- A! Zapomniałabym. – dziewczyna energicznie wstała, na co Draco trochę spanikował, bo od razu pomyślał Eva’ie – młodej gosposi mugolskiego pochodzenia – która co niedziele przywoziła do willi swoją siostrzenice i czytała jej mugolską bajkę „Kopciuszek”.
- Czy ona się bawi w kopciuszka? – przemknęło mu przez myśl.
- Mam dla ciebie prezent! W końcu mamy dzisiaj gwiazdkę. – Mówiła gdy sięgnęła po różdżkę leżącą na stoliku, po czym mruknęła zaklęcie, a małe czarne pudełeczko wyskoczyło z jej torby.
- Chyba nie chcesz mi się oświadczyć? – zażartował na co mu posłała pełne politowania spojrzenie.
- To spinki do garnituru… na początku chciałam dać ci książkę…
- Dziękuje. – powiedział szybko, przerywając przy tym temat książek. Otworzył pudełko, a jego oczom ukazała się para zielonych spinek. – Zabini ciągle mi je podkrada. – uśmiechnął się i wstał.
Podszedł do komody po drugiej stronie bordowego pokoju. Z jednej z szuflad wyciągnął jeszcze mniejsze pudełeczko o kolorze granatu.
- Ja też mam coś dla ciebie. – uśmiechnął się delikatnie siadając z powrotem na dywanie. Otworzył prezent. – Wesołych świąt.
- Pytałeś się mnie czy chcę ci się oświadczyć, bo pomyślałeś, że cię wyprzedzę? – zapytała ironicznie.
- Jakbym chciał ci się oświadczyć to diament nie zmieścił by się w tym pudełku. – powiedział to złośliwie, aczkolwiek była to prawda.
Dziewczyna przejęła prezent zakładając od razu złoty pierścionek.
- Aleksandryty… sprytnie wymyśliłeś. – przyznała. – Slytherin i Gryffindor. – mruknęła przyglądając się kamyczkom na biżuterii, które zmieniały kolor z zielonego na szkarłatny w zależności od światła.

Mimowolnie uśmiechnął się na to wspomnienie. Ulżyło mu, że dziewczyna nadal ma przy sobie pierścionek od niego. Odłożył obrączkę i wyszedł na dalsze poszukiwania Jamesa z nową dawką dobrego humoru.



  Lunaballa - niezwykle nieśmiałe stworzenie, opuszcza swe nory tylko podczas pełni księżyca. Ma gładkie, bladoszare ciało, wyłupiaste okrągłe oczy na czubku głowy i cztery nogi o wielkich płaskich stopach. Podczas pełni lunaballe wykonują tylnymi nogami skomplikowane tańce. Podejrzewa się, że to jest to rodzaj zalotów. Obserwowanie ich tańca w pełni jest bardzo fascynującym przeżyciem, oraz bardzo opłacalnym. Gdyż jeśli zbierze się ich srebrzyste odchody i rozsypie na grządkach jak nawóz, to rośliny urosną szybko i będą mocne. Spotykane są na całym świecie (źródło Wikipedia).
Aleksandryt - minerał, kamień szlachetny, rzadka, przezroczysta odmiana chryzoberylu. W zależności od oświetlenia zmienia barwę: w świetle dziennym jest zielony, w sztucznym oświetleniu – czerwony (źródło Wikipedia). 

_____________________________________________________________________________

Problemy rozwiązane tak więc jest i rozdział ;)
W sumie jest dość nudny. Nie dzieje się w nim nic poza pocałunku Rona z Hermioną. Właśnie, pewnie znajdą się osoby, w których obudziłam tym faktem rządzę mordu... ale na swoje usprawiedliwienie zadam wam pytanie; Co jest lepszego od zakochanego Dracona? Odpowiedź jest prosta; Zakochany i zazdrosny Draco. :) 
Kolejny rozdział postaram się wstawić do piątku, bo znów mam małe zamieszanie prywatne. 
Ps. Czytelnicy mojego drugiego bloga, muszę przeprosić, ale jeszcze trochę poczekacie na rozdział ;(

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 4


Hej :) 
Wiem, że mnie zaraz udusicie, że musieliście tyle czekać  na rozdział, ale miałam duże problemy z komputerem, a tekst był gotowy już we wtorek. 


____________________________________________________________________

Uśmiechnij się do wspomnień. 



Była już noc. Leżałem w szpitalnym łóżku przyglądając się krajobrazowi za oknem.
- Mój łeb. – wysapał chłopak leżący na drugim łóżku robiąc grymas na twarzy.
- Trzeba było patrzeć gdzie lecisz. – odparłem złośliwym głosem. – To było moje pole.
- Wmawiaj to sobie Malfoy. – odpowiedział trochę zdziwionyy, że nie śpię.
- Nie moja wina, że jesteś ślepy. – warknąłem.
- Nie mów mi, że ty mnie widziałeś! – krzyknął, nie przejmując się, że Pomfrey może tu wpaść w każdej chwili.
- Wiedziałem, to chyba oczywiste. Myślałem, że mnie widzisz dlatego czekałem aż stchórzysz. – odparłem dość spokojnie.
- Nie rozśmieszaj mnie głupia fretko! – zaśmiał się, ale szybko zmienił minę, na grymas bólu.
- Licz się ze słowami Potter. – wycedziłem zaciskając pięści.
- Leże tu tylko dlatego, bo twoje pieprzone ego jest większe niż cały Hogwart.
- Nie. Leżysz tu tylko przez swoją głupotę. Jakbyś na meczu patrzył przed siebie, a nie na tyłek Weasley’owej to może byś mnie zobaczył .- syknąłem.
Wybraniec nie wytrzymał chwycił swoją różdżkę leżącą na stoliku nocnym i energicznie wstał.
- Levicorpus! – ryknął wcelowując we mnie różdżką, ale ja byłem już gotowy.
- Liberacorpus! – krzyknąłem, również z różdżką skierowaną w stronę przeciwnika. Byłem już na nogach.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokami.
- Rictusempra! – zawołał, na co ja momentalnie odpowiedziałem:
-Protego! – Nie miałem ochoty na pojedynek, dlatego też nie atakowałem, a broniłem się przed zaklęciami rzucanymi przez Harry’ego.
- Expelliarmus! – w końcu nie zdążyłem się obronić co spowodowało, że trafiłem na ścianę pomieszczenia z niemałym łupnięciem, a różdżka pofrunęła w drugą stronę chowając się pod łóżko w kącie.
Wybraniec podszedł do mnie powoli widząc moją zakrwawioną pidżamę jak i głowę.
- Levicorpus! – ryknął, a ja uniosłem się w powietrze by po chwili ponownie opaść na podłogę.
- Co tu się dzieje?! – w drzwiach stanęła pielęgniarka z przerażoną miną, lecz jej ton był surowy i odważny.
Potter nic nie odpowiedział tylko patrzył jak pielęgniarka podbiega do mnie mówiąc coś.

- Harry, jak mogłeś go tak poharatać. Rozumiem, że cię zdenerwował, ale żeby od razu go atakować? – szept szatynki z Gryffindoru obudził mnie z lekkiego snu. Jednak nie otwierałem oczu. A wręcz jeszcze bardziej je zacisnąłem gdy poczułem ból przeszywający moje plecy i czaszkę jeszcze bardziej niż trafiłem tu parę dni wcześniej.
- Hermiono co ty gadasz! Karaluchowi się już dawno należało. –bronił go rudzielec zwany Ronem.
- Przecież dobrze o tym wiem. Ale sądzę, że i tak powinieneś go przeprosić. Takie ataki nie są na naszym poziomie. – powiedziała zajadliwie.
W końcu nie wytrzymałem. Otworzyłem powoli oczy, po czym zamrugałem kilkakrotnie przyzwyczajając się do światła.
Na mój widok dziewczyna lekko westchnęła, rudy zarumienił się, a Potter wlepiał we mnie swoje zielone oczy.
- Czego? – warknąłem opierając się na łokciach.
Granger szturchnęła dyskretnie Bliznowatego z małym powodzeniem.
- Sorry Malfoy, poniosło mnie. – powiedział Harry z nikłą skruchą.
- Jasne. – prychnąłem ponownie opadając na poduszkę.
- Byłeś nieprzytomny dwa dni. – oznajmiła trochę nieśmiało Hermiona. – Mam dla ciebie notatki.
- Nie potrzebuje ich. – syknąłem patrząc w sufit.
- McGonagall mnie prosiła. – mruknęła płosząc się nieco.
-A już myślałem, że zrobiłaś to z czystego współczucia. – zakpiłem. – Dobra dawaj je. – powiedziałem po chwili ciszy.
Gryfonka wyciągnęła plik kartek – trochę grubszy niż wcześniej – i położyła je na stoliku koło łóżka.
- To może już pójdziemy. – zaproponował Ron wstając.

- Pobiliście się? – Hermiona podniosła brwi do góry.
- Jak już mówiłem to była wina Harry’ego. – bronił się blondyn.
- Ale z was dziecinada. Żeby po wojnie nadal zachowywać się jak dzieciaki. – prychnęła. – No dobra mów dalej. – zachęciła go ściskając jaśka, co zdziwiło Dracona.
Przez te półgodziny opowiadania tego co działo się osiem lat temu miał wrażenie, że kobieta powoli zaczyna mu ufać, nie przesadził… zaczęła być milsza, nie… O! Nie była już tak wrogo nastawiona.
 Słuchała uważnie historii Malfoya układając w myślach cały plan wydarzeń. Na początku chciała to zapisywać, ale potem uznała, że będzie to dość dziwaczne.

Kolejne dni mijały mi na patrzeniu się w sufit. Codziennie odwiedzał mnie cała drużyna quidditcha z Pansy, oraz Granger z nowymi notatkami.
Jej zachowanie było dziwne ale i trochę komiczne. Dawała mi tylko pergaminy i szybko próbowała się wymknąć spłoszona, że aż żal było wyzywać ją od szlam i kpić z niej.
W końcu nadszedł dzień wypisania mnie ze skrzydła szpitalnego.
 Na lekcjach, z których miałem notatki, a nawet prace domowe rozumiałem dość dużo, a Gryfonka podpowiadała mi na testach, co również było dla mnie zaskoczeniem, bo zawsze była temu przeciwna. Jednak na lekcjach bez Gryffindoru nie bardzo ogarniałem co się dzieje. Notatki Blaisa były mi tak przydatne co Pansy, która co chwila pytała czy wszystko ze mną w porządku, czy może przypadkiem zaraz tu nie zemdleje.
Jednym z przedmiotów, z którego nic nie rozumiałem choć miałem notatki były eliksiry. Oczywiście Snape pomagał mi jak należy (nie pytał, nie sprawdzał prac domowych itp.), lecz mało mi to dawało bo na sprawdzianie i tak nic nie wiedziałem, a Hermiona bała się podpowiadać na tych lekcjach.
- Ej Granger! – zawołałem do pleców szatynki gdy wychodziła z Wielkiej Sali po kolacji.
- Co? – zapytała odwracając się na pięcie ze zniecierpliwioną miną. Była w złym humorze co było widać z odległości dwudziestu stup jakie nas dzieliły.
Podbiegłem do niej.
- Chciałabyś dawać mi korki z eliksirów? – uśmiechnąłem się zakłopotanie.
- Nie.- powiedziała zimno i ponownie się odwróciła.
- Że co? – zmarszczyłem brwi. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem… chociaż gdyby się zgodziła od razu byłobym większym szokiem.
- A co myślałeś, że jak dam ci parę notatek i ściąg to teraz będę twoją własną nauczycielką? – zironizowała. – To się myliłeś. – zaczęła iść w stronę schodów na górę.
- Co ty dzisiaj taka zła? – zapytałem gdy ją dogoniłem.
- Wyobraź sobie, że przez ciebie. – wysyczała nadal idąc.
- Niby co ja ci takiego zrobiłem? – wyprzedziłem ją idąc do tyłu by widzieć jej twarz. – Ostatnio cię nie wyzywam, nie ironizuje, nie udaję, że mi się dłonie wypalają jak cię dotykam… - tu cicho zachichotałem. – co więcej jestem miły, kulturalny, za wszystko dziękuje! – wyliczałem na palcach sam się sobie dziwiąc, że tak się zachowuje. – Mam wymieniać dalej? – zapytałem gdy doszedłem do kciuka lewej ręki.
- Właśnie w tym rzecz. –powiedziała zajadliwie gdy skręcaliśmy na kolejny korytarz. Gdy zauważyła, że nie rozumiem dodała: -  Ron coraz bardziej się czepia!
W tym miejscu parsknąłem głośnym śmiechem.
- Żartujesz sobie prawda? – popatrzyłam na nią wymownie i znów zacząłem się śmiać, aż potknąłem się o kant rzeźby i wylądowałem na podłodze.
- Zabawne. – zironizowała szatynka nie zwalniając tempa. Szybko wstałem i ponownie podbiegłem do Gryfonki.
- To dasz mi te korki? – ponowiłem pytanie.
- Nie. – odpowiedziała tak samo jak wcześniej.
- Ale eliksiry są mi potrzebne do owutemów! Bez nich nie pójdę na Uniwersytet Aurorów. – powiedziałem błagalnym głosem.
- Jakoś mnie to nie przejęło. Po za tym na Aurora nie biorą ludzi z kryminału. 
- A jeśli hm… - zastanowiłem się przez chwilę pomijając jej uwagę. – …to będzie w tajemnicy? Ten twój Ronuś o niczym się nie dowie. – zaproponowałem. – Dodatkowo mogę cię publicznie obrazić. – wyszczerzyłem się. – To jak?
- Niby czemu ma ci pomagać? – zapytała zniecierpliwionym głosem.
- Bo… Cię o to proszę? – uśmiechnąłem się niewinnie.
- Nie. – rzuciła. Gdy zbliżaliśmy się na schody prowadzące na siódme piętro.
Teraz ja straciłem cierpliwość, wykorzystałem moment gdy na korytarzu nie było nikogo prócz nas. Chwyciłem ją za nadgarstek i pchnąłem delikatnie, ale stanowczo na ścianę.
- To inaczej… - powiedziałem powoli uśmiechając się z drwiną. – Dasz mi korki i po sprawie, albo dostanę trolla z kolejnego testu, co odbije się na twoich relacjach z Weasleyem.
- To jest szantaż! – wycedziła patrząc mi prosto w tęczówki. W jej oczach tańczyły ogniki złości.
- No, coś w tym stylu. – przyznałem marszcząc czoło z kpiącym uśmiechem na twarzy.
Ręce opierałem o ścianę nie dając jej manewru ucieczki.
- To co? Jutro, cisza nocna, w Pokoju Życzeń? – zapytałem, jednak nie odpowiedziała tylko próbowała zabić mnie wzrokiem, co było bardzo zabawne. – O! Chyba ktoś idzie… - przybliżyłem się nie znacznie do jej twarzy.
- Dobra! Już! – warknęła odpychając mnie z całej siły dłońmi. Ledwo drgnąłem. Ale ustąpiłem jej miejsca by mogła odejść.

- Bezczelny! – powiedziała zdruzgotana słowami Dracona. – Że też się dałam! – niedowierzała.
- Przyznaj, że teraz też byś to zrobiła. – odparł z wymownym spojrzeniem.
- Nie. Ron by nie uwierzył w takie bujdy.  -  skrzyżowała ręce na piersiach.
- Teraz może nie, ale wcześniej na pewno. – powiedział ze spokojem.
- Nie powiedziałabym. – burknęła. – No dobra, dalej. – odparła z lekkim uśmiechem, który odwzajemnił.


- Teraz już rozumiesz? – zapytała dziewczyna energicznie mieszając kociołek.
- Po cholerę na przepis na wywar Łaskocących Żeber? – zmarszczyłem brwi patrząc na bulgoczącą substancje  o fioletowym kolorze.
- No wiesz, musimy mieć jakąś rozgrzewkę przed Eliksirem Życia  czy Veritaserum. – zironizowała.
- Ale dzisiaj błyskasz żartem. – również użyłem ironii.
- Wywar Łaskoczących Żeber jest skomplikowany do wywarzenia. Potrzeba precyzji w ilości składników oraz ćwiczy bicepsy. – powiedziała cały czas mieszając. Jej ruchy coraz bardziej był wolniejsze, gdyż napój zgęstniał.
- Jasne. – burknąłem po czym odepchnąłem ją ramieniem i sam zacząłem mieszać.
- Już stop! – krzyknęła gdy z kociołka poleciało parę iskier. – Teraz musi się ważyć przez około piętnastu minut. W tym czasie możesz napisać esej o Szkiele-Wzro.
- Że co? – jęknąłem. – Nie możemy sobie zrobić przerwy? – zapytałem błagalnym tonem. Siedzieliśmy w Pokoju Życzeń  już ponad dwie godziny.
- Nie siedzę tu z tobą tyle czasu, żeby odpoczywać. – syknęła.
- Super. – burknąłem otwierając grubą książkę od Eliksirów.
Szatynka chodziła w tą i z powrotem między kanapą, a kominkiem wyglądając co jakiś czas za okno.
- Proszę pani profesor. – powiedziałem po paru minutach ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy podałem jej pergamin.
Dziewczyna szybko przeczytała tekst po czym zmroziła mnie wzrokiem.
- „ Szkiele-Wzro to bardzo nie pożyteczny eliksir, dzięki niemu Chłopiec – Który – Śmierdzi ma kości w ręce… Sądzę, że pan, profesorze Snape jest takiego samego zdania.” – zacytowała moje wypociny. – Jeśli tak masz się angażować w nasze lekcje to znajdź sobie innego nauczyciela! – warknęła rzucając pergamin na podłogę. Skierowała się ku drzwiom.
- To tylko taki żarcik. – wstałem i podbiegłem do szpary między kanapą a biurkiem nie dając jej uciec. – Chciałem żebyś się rozluźniła. – nadal się broniłem.
- Przecież ja jestem cały czas rozluźniona! Nie wiem o co ci chodzi! – warknęła próbując mnie odepchnąć – z marnym rezultatem.
- Jasne. Chodzisz jak na szpilkach i unikasz mojego wzroku, ale oczywiście jesteś cały czas wyluzowana. – powiedziałem z ironią.
- I sądzisz, że jak zaczniesz obrażać mojego przyjaciela to będę turlała się ze śmiechu?! – syknęła zaciskając pięści.
- Taki z niego przyjaciel, że wrobił cię, żebyś mi pisała notatki i prace domowe? – zapytałem patrząc na nią wymownie.
Nic nie odpowiedziała, ale oczy jej się zaszkliły.
- Na pewno lepszy niż ty Malfoy. – syknęła drżącym głosem. Wiedziała, że mam racje.
Wyminęła kanapę od drugiej strony, zarzuciła torbę na plecy i wyszła energicznym krokiem zatrzaskując za sobą drzwi.

Hermiona nie skomentowała tej części historii. Zagryzła tylko dolną wargę.  Faktycznie. Odkąd pamięta Ron i Harry często ją wykorzystywali w sprawach edukacji. A to prosili o przepisanie prac domowych lub sama musiała pisać je za nich. 
Gdy Draco opowiadał jej ten ostatni rok Hogwartu zauważyła, że przyjaźń z nimi nie była taka udana jak jej się wcześniej wydawało.
- Chyba na dzisiaj ci wystarczy. – powiedział opiekuńczo blondyn. – Ledwo co patrzysz na oczy.
- Nie, nie. – odparła błyskawicznie. – Mów dalej. – zachęciła go.
Popatrzył na nią niepewnie ale znów wrócił do opowieści.

Wiedziałem, że trochę przesadziłem naskakując tak na Granger. Ale ten cały Potter naprawdę nie jest taki super i w ogóle jak wszystkim się wydaję. I co z tego, że uratował ten cały magiczny świat, skoro nie umie się zachować jak przystoi na prawdziwego faceta.
W ostatnich dniach Gryfonka unikała mojej osoby. Na naszych wspólnych lekcjach siadała jak najdalej mnie, a na posiłki przychodziła tylko po to, by nałożyć sobie trochę jedzenia i udać się do dormitorium.
Oczywiście, śmieszyło mnie to, ale z czasem też męczyło. Co dziwne nie była taka jaką ją postrzegałem przez te sześć lat naszej nienawiści. Fakt, że jest strasznie zarozumiała i czasem zachowuje się jak McGonagall, ale było w niej coś zabawnego i no nie wiem… przyjaznego(?). Nasze sprzeczki już nie wywoływały na mnie tego uczucia władcy. Nie czułem już dumy z samego siebie kiedy wyzywałem ją od szlam (ostatnio w ogóle nie nazywałem ją szlamą!). Kpiłem z niej tylko dlatego bo śmieszyły mnie jej odzywki, iskierki złości i te rumieńce irytacji. – Za każdym razem gdy myślałem w ten sposób karałem się za to. Nie powinienem się uśmiechać na jej widok.
Mimo kłótni samego ze sobą, postanowiłem ją przeprosić (mojemu ego tłumaczyłem to słabymi ocenami z eliksirów).
- Ej Granger!  - zawołałem ją tak samo jak tydzień temu.
Wyszedłem pół minuty po niej w Wielkiej Sali, gdy już w nawyku miała brać sobie tylko dyniowy pudding i uciekać do wierzy Gryffindoru.
Rozpoznała mój głos momentalnie, jednak nie odwróciła się. Podbiegłem.
- Teraz będziesz mnie unikać tylko dlatego, że powiedziałem ci prawdę? – zapytałem gdy ją dogoniłem.
- O czym ty gadasz Malfoy? Sądzisz, że moje życie kręci się wokół ciebie? – próbowała mieć złośliwy ton, ale słabo jej się to udało.
- No, a nie? – uśmiechnąłem się kpiąco, co miało na celu rozluźnić trochę atmosferę.
- Nie. – warknęła zaciskając usta.
- To czemu mnie unikasz? – zapytałem spokojnie widząc, że mój „rozluźniacz” nie zadziałał.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – puściła wzrok na pudding.
- No chyba nie jestem ślepy. – odparłem. – Posłuchaj. – zacisnąłem dłoń na jej przedramieniu by ją zatrzymać. – Oboje dobrze wiemy, że ten twój wielki przyjaciel cię wykorzystuje. Ty siedzisz nad moimi pracami domowymi gdy on zabawia się z Wiewiórą.
- Nie siedziałabym nad niemi gdybyś sam się ruszył i to zrobił. – syknęła. – Po za tym jeśli masz ich obrażać to lepiej jeśli zakończymy tą rozmowę.
Wiedząc, że i tak nie usłyszę od niej słów „Masz racje Draco, jesteś o wiele lepszy od Bliznowatego. Odrobić za ciebie eliksiry?” postanowiłem użyć innej metody.
- Harry zabawia się z Ginny kiedy ty siedzisz i robisz, rzeczy, które Wybraniec powinien zrobić. – poprawiłem się teatralnym głosem. - Lepiej?
- Owszem – burknęła.
- Pamiętasz, że w piątek jest test z eliksirów? – zapytałem na co pokiwała głową. – A pamiętasz naszą umowę?
- Po co mam siedzieć z tobą dwie godziny próbując cię czegoś nauczyć, jak ty ciągle sobie żartujesz? – warknęła.
- No bo chodzisz naburmuszona i co chwila mnie krytykujesz! To nie pomaga uczniowi.
- To po co chcesz żebym cię uczyła? Możesz poprosić Snape o dodatkowe lekcje. – syknęła widocznie urażona, że nie jestem zadowolony z jej lekcji.
- Wiesz, że nie lubię go prosić o pomoc. A ciebie mam już w kontrakcie.
- Kontrakcie?! Aha! Czyli jestem tylko lalką! No i kto mnie teraz wykorzystuje?!
- Pamiętaj, że to wina Pottera. – syknąłem, ale pochwali się uspokoiłem. – Proszę. – szepnąłem uśmiechając się lekko.
Jej reakcja mnie zadziwiła; ogniki złości tańczące po jej tęczówkach przygasły. Twarz pobladła, a usta lekko się rozchyliły. Po chwili wpatrywania się w moje oczy parsknęła głośnym śmiechem.
- No co? – zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią jak na wariatkę.
- Ty mnie PROSISZ? – znów wybuchła śmiechem. – Naprawdę musisz nie lubić Snape. – zachichotała.
- Tak, nie lubię go. Więc bądź tak miła i daj mi jeszcze parę korków. – wykorzystałem fakt, że wprawiłem ją w dobry nastrój.
Lekko spoważniała i odparła:
- Dzisiaj, tam gdzie wcześniej. Ale jeśli znów zaczniesz się wygłupiać to nie licz na moje dobre, mugolskie serce.    

W tym miejscu Draco przerwał widząc, że kobieta przymrużyła oczy, a głowę oparła na poduszce leżącą jej na kolanach.
- Wystarczy. – szepnął.
Przeniósł Hermione na łóżko oszczędzając jej przy tym bólu pleców jaki miałaby po obudzeniu się i opuścił dom Potterów.




W związku z tym, że w rozdziale pojawiło się sporo zaklęć i eliksirów z książki, nieestetycznie wyglądałyby gwiazdki jakie robiłam wcześniej. Dlatego też użyłam koloru niebieskiego, by zaznaczyć te słowa:

Levicorpus zaklęcie te sprawia, że niewidzialne siła unosi przeciwnika za kostkę u nogi trzymając go głową w dół. (źródło Wikipedia).
Liberacorpus – jest zaklęciem przeciwdziałającym Levicorpus (źródło Wikipedia).
Rictusempra – jedno z zaklęć najczęściej używanych na przeciwniku w trakcie walki. Promień uderza ze średnią siłą i zwykle odpycha przeciwnika. Z teoretycznego punktu widzenia zaklęcie to rozśmiesza, niewidzialna siła łaskocze przeciwnika (źródło Wikipedia).
Protego - zaklęcie to, na krótko tworzy niewidzialną barierę, która chroni rzucającego czar zarówno przed zaklęciami jak i przed innymi przedmiotami. Działa na zwykłe uroki, ale nie na zaklęcia niewybaczalne (źródło Wikipedia).
Expelliarmus – rozbraja (odrzuca) przeciwnika lub jego różdżkę (źródło Wikipedia).
Wywar Łaskocących Żeber – eliksir wymyślony przez autorkę.
Eliksirem Życia – eliksir wytwarzany jest za pośrednictwem Kamienia Filozoficznego. Eliksir ten dawał nieśmiertelność i leczył ze wszystkich chorób tak długo, jak długo się go regularnie pija (źródło Wikipedia).
Veritaserum – najsilniejszy eliksir prawdy znany w świecie czarodziejów (źródło Wikipedia).
Szkiele-Wzro – eliksir, który powoduje odrastanie utraconych kości. Używany przez magiczną służbę zdrowia. Gdy Harry złamał rękę w 2 tomie podczas meczu quidditcha i Lockhart próbował ją wyleczyć, pozbawił jego rękę kości. Pani Pomfrey wyleczyła go przy pomocy tego eliksiru (źródło Wikipedia).


Witajcie ;)
Jak widać rozdział nareszcie się pojawił. Jest dość długi, ale taki był plan.
Jak mówiłam wcześniej jest on dla mnie ważny. Dlaczego? Bo właściwie na nim zaczyna się opowieść. To w nim zaczęły się wspomnienia Dracona, w których opowiada jak on odczuł znajomość z Hermioną. Wspomnienia są pisane w sposób wyrwanych kartek z pamiętnika. Dlatego by ukazać uczucia Ślizgona, na których mi zależało. Opowiadanie miało być tak jakby retrospekcją, a wcześniejsze rozdziały można zaliczyć do prologu.
Mój sposób na tą parę jest dość inny ale mam nadzieje, że was nie zrazi :).
Kolejny rozdział pojawi się w nieznanym mi czasie ale mam teraz na głowie dużo rzeczy typu poprawiania ocen. Po za tym cały weekend mam zapełniony komuniami, więc z tedy również będę miała mało czasu na pisanie :(