niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 1




             "Są winy które rozum wybaczy, ale serce nie zapomni"



- Nie sądzisz, że zachowywali się dość dziwnie? – zapytała Ginny zbierając ze stołu brudne szklanki.
- Myślałem o ty przez cały obiad. – zgodził się Harry tuląc  małego Jamesa na rekach.
- Przecież Hermiona pogodziła się z nim wraz z tobą. Co prawda nie zżyli się tak ja wy, ale zachowywali się jak znajomi. A teraz odczuwam, że się nie lubią. – ruda włożyła naczynia do zlewu i za machnięciem różdżki już leżały na swoich miejscach na półce.
- Postaram się z nim jutro porozmawiać. – uśmiechną się do żony gdy zauważył, że opadł jej lekko humor.
- Ja też z nią pogadam. – odwzajemniła uśmiech i po chwili już była przy nim.  – Może pooglądamy jakiś film? – uśmiechnęła się uwodzicielsko.
- Tylko odłożę małego, a ty coś wybierz. – musną lekko jej usta.
Byli w trakcie oglądania mugolskiej komedii romantycznej w okno od salonu zapukał wielki puchacz, o orzechowych piórach.
Harry wstał niechętnie po czym odebrał list i zapłacił ptakowi.

Witam Panie Potter!
Zdajemy sobie sprawę, która jest godzina. Jednak jest pan wzywany do Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Św. Munga jak najszybciej.

                                                             Uzdrowiciel John McLoner.

- Przepraszam kochanie. Muszę jak najszybciej pojechać do Munga. – odparł podenerwowany.
- Coś się stało? – Ginny posmutniała.
- Tego nie wiem, więc muszę sprawdzić. Naprawdę bardzo cię przepraszam. Obiecuje ci to wkrótce wynagrodzić. – uśmiechną się blado składając szybki pocałunek na ustach żony.
- Zapamiętam! – uśmiechnęła się, ale w środku było jej przykro, że znów zostanie sama.

Po paru sekundach był już w szpitalu.
- Dzień dobry. Wzywano mnie. Jestem Aurorem. – powiedział pokazując legitymacje.
- Proszę udać się na piętro czwarte. – starsza brunetka wskazała na korytarz po prawo, który prowadził na schody.
- Dziękuję. – powiedział i już go nie było.
Szedł odważnym krokiem przez biały korytarz. Z daleka zauważył uzdrowiciela, który go wzywał.
- O co chodzi? – zapytał podając rękę tęgiemu mężczyźnie po czterdziestce z tygodniowym zarostem i brąz oczach.
- Podejrzewamy kolejny napad. Najprawdopodobniej używali zaklęć nie wybaczalnych. – odpowiedział przemęczonym głosem. – ofiarą jest 25-letnia kobieta. Niczego nie ukradli ani nie doszło do gwałtu. Starsza kobieta pani Blackwall wyszła z kameleonem na spacer kiedy ją zobaczyła.
- Kiedy to się stało? – zapytał spisując informacje do notesika.
- Około dwóch godzin temu. Jej stan jest stabilny, ale jak na razie jest nie przytomna. Siedzi z nią jeden z Aurorów. Jak tu przyszedł od razu tam pobiegł choć mu zabranialiśmy. – lekarz przeszukiwał jakieś papiery. – Panie Potter, nie wezwałem tu pana tylko dlatego, że jest pan Aurorem. – spojrzał dyskretnie na bruneta.
- Nie bardzo rozumiem. – odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Ofiarą jest pani Hermiona Granger. – na te słowa Harrego przez moment sparaliżowało.
- Gdzie leży? – próbował być spokojny.
- Pokój 22, na końcu korytarza w lewo. – wskazał i odsuną się, bo wiedział, że Bliznowaty od razu tam pobiegnie.
Nie mylił się. Harry gwałtownie pociągną za klamkę. Wszedł do nie wielkiego  pomieszczenia, o miętowych ścianach. Panował półmrok, a jedyną rzeczą dającą światło była niewielka lampka leżąca na stoliku nocnym.
Dziewczyna leżała na szpitalnym łóżku. Szara pościel przykrywała ją od pachy w dół. Oczy miała zamknięte w dłonie swobodnie leżały na pościeli. Wydawało by się, jakby jej włosy straciły puszystość. Parę kosmyków leżało swobodnie na poduszce. Twarz miała parę zadrapań i niewielkich siniaków. Dolna warga była przecięta i spuchnięta. Wyglądała tragicznie, choć widać było w niej piękno.  Obok łóżka siedział platynowy blondyn z lekkimi worami pod oczami i jeszcze bardziej bladą cerą. Wyglądał na o wiele starszego niż jest. Na krześle wisiała jego marynarka.
Harry nie mógł uwierzyć, że jeszcze parę godzin temu rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi, a teraz jeden jest w śpiączce, a drugi całkowicie przybity.
- Długo tu jesteś? – zapytał niepewnie brunet podchodząc do łóżka.
- Jakieś półtorej godziny. – odparł ale jego oczy cały czas były skierowane w stronę szatynki. Znienawidził siebie za to, że jej nie odprowadził. Osądzał się o ten napad. – W połowie drogi do domu dogoniła mnie sowa. – dodał.
- Co się w tedy wydarzyło? – zapytał zielonooki.
- To wszystko moja wina. Chciałem ją odprowadzić, odmówiła. A ja jak ten idiota przyglądałem się jak odchodzi nic z tym nie robiąc. – w jego głosie słychać było ból i cierpienie.
Harry nie odpowiedział, nie wiedział co powiedzieć. Gdyby nadal nienawidził się z Draco zapewne naskoczył by na niego, ale teraz wiedział, że chłopak potrzebuje wsparcia. Usiadł na drugim krześle.
-Kiedy się obudzi? – zmienił temat.
- Nie wiadomo czy w ogóle się obudzi. – burkną blondyn patrząc w swoje ręce.
- Em… - Harry nie mógł wydobyć z siebie słowa.
- Jak dorwę tego skurwiela to zabiję. – warknął Malfoy bardziej sam do siebie.
- Może przynieść ci coś do picia? – wydukał Potter.
- Kawa. – mężczyzna momentalnie wstał i zwrócił się do drzwi.
Draco patrzył w osłupieniu na swoją… na Hermione. Nienawidził się za to, że za nią nie pobiegł. Mogła być na niego zła i go ignorować – wolał to niż patrzeć teraz na nieprzytomną Granger. W głowie latały mu wspomnienia, których nie mógł odpędzić.

Pierwsza rocznica Bitwy o Hogwart była bardzo uroczysta. W szkole magii zajęcia zostały odwołane, a uczniowie ubierali odświętne stroje. Pogoda też dopisywała. Promienie słoneczne ogrzewały ziemię, a delikatny wiatr dawał orzeźwienie.
Skończył się właśnie apel, na którym to wspominano poległych.
- Harry! – zawołałem Wybrańca, który kierował się wraz z Hermioną i Ronem do dormitorium Gryfonów.
- Draco? – zapytał zdziwiony brunet. – Czego chcesz?
- Może uzna ci się to dziwne, a może nawet zabawne. Ale… - zawahałem się. – chciałbym się pogodzić. – Na te słowa wyciągnąłem rękę, a dwoje przyjaciół Pottera wybuchło śmiechem.
- Pogodzić?! Dobre sobie. Pewnie to znów jakiś żart. – wycedził Ron.
- Nie z tobą rozmawiam Weasley. – warknąłem. – To jak? Zgoda?
Harry analizował powoli sytuacje po czym uścisną moją dłoń.
- Ale z nimi też musisz się pogodzić. – dał warunek.
- Harry nie mieszaj nas w to. – szepnęła przez zęby Hermiona.
- A czemu nie? – uśmiechnąłem się ironicznie. Kierując w stronę dziewczyny dłoń.
- Nie wiesz, że dziewczyną nie podaje się ręki? – spojrzała na mnie wymownie.
- To co mam cię przytulić? – zironizowałem na co brunet skarcił wzrokiem i mnie i ją. Dziewczyna nie chętnie podała  mi rękę. Uścisnąłem ją delikatnie, a następnie skierowałem się w stronę rudego, który też uścisnął moją rękę dość mocno i stanowczo.
-  Ale pamiętaj, że to nie oznacza, że jesteśmy przyjaciółmi. –syknął Ron.
- Nie zamierzam. – uśmiechnąłem się kpiąco. – Hermiono, mogę cię na słówko? –zapytałem uprzejmie.
Dwoje przyjaciół szatynki spojrzeli na siebie z szokowaniem.
- Tylko szybko, niedługo mamy eliksiry. – odpowiedziała inteligentnie i podążyła za mną. Zaprowadziłem  ją do jednej z pustych klas. Gdy tylko weszliśmy, a ja przymknąłem drzwi wybuchliśmy szczerym, głośnym śmiechem.
- Niezła z ciebie aktoreczka! – parsknąłem nadal się śmiejąc.
- Z ciebie również, niczego sobie aktor. – zaśmiała się. –Wiedziałam, że się zgodzą.
- Bo ty przecież wszystko wiesz. – uśmiechnąłem się kpiąco. Za co dostałem pięścią w ramie. – I co teraz? – zapytałem już bardziej poważny.
- Jak to co? Będziemy udawać jakby to nigdy nic, że jesteśmy dla siebie znajomymi. – uśmiechnęła się zwycięsko.
- A kim dla siebie jesteśmy? – zmniejszyłem dystans jaki nas dzieli. Dziewczyna oparła się o jedną z drewnianych ław.
- Przyjaciółmi. – uśmiech nie schodził z jej twarzy. – A kim mamy być? – zapytała niepewnie.
- Ty mi to powiedz. – uśmiechnąłem się łobuzersko. Już chciałem zbliżyć się do niej jeszcze bardziej gdy do sali wparował Filch.
- Co wy tu robicie?! Lekcja już się zaczęła! Szlaban. Dzisiaj o 20.00 u mnie gołąbeczki. Zrobię wam taką randkę, że przez tydzień nie będziecie mogli trzymać się za rączki! Jazda mi na lekcje! – śmiał się ze swoich żarcików, a my opuściliśmy szybko klasę nadal się śmiejąc.
Patrzył na nią uważnie przypominając sobie tę chwile. Jak mógł pozwolić na stracenie tego. Drzwi znów się otworzyły. Harry przyniósł dwie kawy. Jedną podarował przyjacielowi.
- Rozmawiałem z resztą. – zaczął niepewnie. – wykluczyli mnie ze śledztwa. – ciągnął, a blondyn w końcu zaszczycił go spojrzeniem. – Uznali, że będę podchodził do tego zbyt uczuciowo. – wytłumaczył. – Idioci. –burknął.
- To co będziesz robił?
- Siedział w fakturach i zajmował się quidditchem. A przynajmniej oni tak twierdzą. – uśmiechnął się blado. – Radzę ci nie okazywać jej uczuć przy nich bo skończysz tak samo.
- Jakich uczuć? – oburzył się Malfoy, ale po chwili zrezygnował, nie zamierzał już skrywać tego co czuję do byłej Gryfonki. – Aż tak bardzo to widać? – zapytał, jakby zawstydzony.
- Od obiadu. – uśmiechną się lekko Potter. – Zastanawia mnie czemu byliście w tedy tacy spięci?
- Przez moją głupotę. – mrukną.
Zanim zielonooki zadał kolejne pytanie, do pokoju weszła młoda pielęgniarka.
- Koniec wizyt, dziewczyna musi odpocząć. – oświadczyła jakby przez nos.
- To odpocznie jak pani wyjdzie. – burknął blondyn. Rudowłosa kobieta w żółtozielonej szacie z naszytą różdżką skrzyżowanej z kością na piersi, nie spodziewała się takiego zachowania.
- Proszę dać nam jeszcze trochę czasu. –prosił Bliznowaty.
- Piętnaście minut. Jest już po pierwszej. Nie chcemy kolejnych pacjentów. – uśmiechnęła się do bruneta i wyszła.
Choć przy kolejnej wizycie dziewczyny w fartuchu nie udało im się wymigać. To Draco nie poddał się i udało mu się wyprosić o kanapę w pokoju pielęgniarskim.

- Draco przecież mamy szlaban! Powinnyśmy się wziąć do pracy bo będziemy tu siedzieć do nocy. – oburzyła się Hermiona.
- Jak z tobą to ja mogę tu siedzieć i do jutra. – uśmiechnąłem się łobuzersko, na co ona spłonęła rumieńcem. Kiedyś karciłem się za to w myślach, ale teraz mogę śmiało porównać jej rumieńce do płatków róż.
- Przestań gadać i lepiej bierz się za szmatę.
- Millicenta*! Gdzie ona jest?! – zażartowałem za co wylała na mnie czystą (na szczęście) wodą z wiadra prosto na szary T–shirt.  – Osz ty! – krzyknąłem i zacząłem się z nią ganiać po klasie, w której stało zwierciadło Ain Eingarp**. W końcu udało mi się ją zagonić go jednego z kątów pomieszczenia. – I co teraz?
- Powinieneś uważać na słowa. Nie możesz wszystkich w koło obrażać, bo sam nie jesteś święty! – zwróciła mi uwagę.
- Ty też nie jesteś idealna. – zbliżałem się po woli do szatynki.
- Nie? A niby czego mi brakuje? – podniosła brwi z wymowną miną.
- Mnie! – uśmiechnąłem się zadziornie.
- A po co mi taki zarozumiały arystokrata u boku? – byłem już tak blisko niej. Zapach jej włosów nie dało się opisać. Karmel, lawenda, maliny – wszystko zmieszane w wybuchową mieszankę.
- No przecież każdy mnie chcę! Dlaczego ty byś nie chciała? – teraz stykaliśmy się już czubkami nosów.
W jej oczach tańczyły malutkie gwiazdki. Już nie mogłem się powstrzymać. Musnąłem lekko jej usta. Zadziałało to jak pytanie czy chcę więcej. A ona w odpowiedzi objęła moją twarz swoimi delikatnymi dłońmi oddalając pocałunek.
Jeszcze żadna dziewczyna nie wzbudziła we mnie takiego dziwnego uczucia. Nie potrafiłem go nazwać. Pożądanie? To też, ale nie o to chodziło. Przywiązanie? Nie. Zauroczenie? Oczywiście była piękna, jest, jest śliczna, ale to też nie to. Czy to była miłość? Nie, to było, to jest coś większego...
Pogłębialiśmy swoje pocałunki. Zarzuciła swoje ręce na moją szyję przyciągając mnie jeszcze bardziej. Objęła mnie nogami w pasie. A ja trzymałem ją za biodra. Widziałem jak w jej oczach rośnie pożądanie. Ja też tego chciałem, ale nie tu. Zasługiwała na coś lepszego niż opuszczona klasa. Kiedyś uważałbym to za niezły spontan, dający jeszcze większą chęć, lecz nie w tedy. Zwolniłem ruchy, by pochwali oderwać się od jej miękkich, gorących ust. Popatrzyła na mnie zdziwiona. Nie spodziewała się, że taki ktoś jak ja zmarnuje taką okazje. Opuściłem ją delikatnie na ziemie. Nadal stała przy ścianie.
- Teraz ty  też jesteś cała mokra. – wskazałem na jej błękitną koszule, która faktycznie przejęła wodę z mojego podkoszulka. Znów się zaczerwieniła. Popatrzyła na swoje tenisówki.
- Dobra zabierajmy się do roboty. – uśmiechnęła się delikatnie wyślizgując się z kąta. – Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy. – chwyciła za szmatkę rzucając mi taką samą. Nadmiar wody spowodował kolejną mokrą plamę na mojej bluzce.
- Znów zaczynasz? – spojrzałem na nią wymownie. Pominęła tą uwagę, stanęła przy lustrze przyglądając się uważnie odbiciu. Podszedłem do niej obejmując jej boki. – Co widzisz? – szepnąłem.
- Kurz. –zaśmiała się. – A ty? – spojrzała w górę patrząc mi w oczy.
Spojrzałem szybko na zwierciadło, po czym znów przeniosłem wzrok na jej czekoladowe źrenice.
- Nasze odbicie. – uśmiechnąłem się delikatnie. I znów zanurzyłem usta w jej wargach.

Nawet w snach Hermiona nie opuszała Malfoya. Usiadł na pomarańczowej kanapie. Za oknem nadal panował mrok. Wiedząc, że już nie zaśnie wstał i schował różdżkę do spodni od piżamy szpitalnej. Otworzył powoli drzwi. Na korytarzy również było ciemno.
- Lumos***. – wyszeptał. Widząc już drogę skierował się po schodach do pokoju nr. 22. Był gotowy na wypowiedzenie kolejnego zaklęcia. Ale drzwi były otwarte. Wślizgnął się do środka zamykając drzwi. Usiadł na skraju łóżka patrząc na kobietę leżącą w łóżku.
- Żałuje. – wyszeptał, a po jego policzku spłynęła łza. – za wszystko.

- Stary, gdzie byłeś? – zapytał czarnoskóry czarodziej.
- W Hogsmeade. – odparłem.
- Sam? – Blaise podniósł brew do góry.
- Nie z Granger, a co? – burknąłem.
- O widzę, że wpadłeś. – zaśmiał się Diabeł.
- Nie wiem o co ci chodzi. – skłamałem.
- Zakochałeś się Smoczku. – uśmiechnął się drwiąco, poprawiając się  na fotelu w dormitorium.
- Ogranicz ognistą. – poradziłem. – widziałeś mnie kiedyś zakochanego? – podniosłem brwi.
- Właśnie widzę.
- Nie żartuj sobie Diable.
- No ale właśnie tak jest! – zauważył. – Nie oglądasz się za innymi laskami gdy ona przy tobie jest. Co więcej ty ostatnio w ogóle tego nie robisz! Ograniczyłeś whisky, co naprawdę jest zadziwiające. Ciągle coś z nią robisz, szwendacie się gdzieś po nocach i urywacie się z posiłków, a na wspólnych lekcjach cięgle się do siebie uśmiechacie... Mam wymieniać dalej? – przyglądał się mi uważnie.
Miał racje. Nie oglądam się za innymi bo po co mi to jak ciągle przed oczami mam twarz Hermiony. Alkoholu też nie piję bo nie mam na to czasu, albo się z nią spotykam albo myślę o niej, oczywiście mógłbym przy tym popijać ognistą, ale w tedy procenty nie dały by mi się skupić na jej osobie, a tego nie chcę. Co do spotykania się potajemnie też miał racje. Nie chcieliśmy by ktoś dowiedział się o naszej znajomości. Więc każdą chwile, którą mogliśmy poświęcić na spotkanie, poświęcaliśmy.
Analizowałem jego słowa dość długo więc on ciągną dalej.
- Wiesz nie chodzi mi o to, że jej nie lubię czy jestem przeciwny waszemu związku. Wręcz przeciwnie! Cieszę się, że ona cię zmieniła. Po prostu jestem na ciebie zły, że ukrywasz do niej uczucia przed samym sobą! Naprawdę radzę ci się ogarnąć dość szybko bo może być za późno.
- Od kiedy ty jesteś taki uczuciowy Blaise? Może to ty się w kimś zabujałeś?! – warknąłem wychodząc zatrzasnąłem za sobą drzwi. Byłem wkurzony, wkurzony na to, że miał racje.

Teraz łzy leciały już wyznaczoną drogą po jego bladych policzkach. Chciał usłyszeć jej głos poczuć jej przeszywający wzrok. Tak bardzo tego pragnął.
Spojrzał na swój Mroczny Znak. Wiedział, że ktoś kto ją skrzywdził miał taki sam.
- Co ja gadam przecież to ja cię skrzywdziłem! – krzyknął nie przejmując się, że osoby na nocnej zmianie mogły go usłyszeć. – skrzywdziłem cię tak samo jak ten skurwiel. – wyszlochał. Teraz nie tylko z jego oczu płynęły łzy. Kobieta zacisnęła pięści na pięści na szarej pościeli, a usta zacisnęły się w grymasie bólu. Mężczyzna gdy spostrzegł to wstał jak poparzony.
Wybiegł z pokoju trzymając w ręce świecącą różdżkę.
- Jest tu kto?! Ona się budzi!!! – latał po całym korytarzu jak opętany. – Budzi się! Hermiona!
- Co pan tu robi? – syknęła oddziałowa. – Nie po to pozwoliłam panu tu nocować, żeby pan teraz budził mi pacjentów.
- Ale pani nie rozumie! Pacjentka z pokoju 22 się obudziła! – krzyknął, a w jego głosie słychać było nadzieje i nutę radości.
- Skąd pan to wie?! – zapytała podenerwowana gdy skręcali w korytarz, w którym znajdował się pokój panny Granger.
Nie odpowiedział bo byli już u celu. Gdy weszli do pokoju dziewczyna nadal zaciskała pościel, po Polikach spływały łzy, a czoło błyszczało od potu.
- Proszę się odsunąć i wezwać patronusa do uzdrowiciela Augustusa Pye. – zrobił to co kazała, a sama zmierzyła jej temperaturę różdżką.

___________________________________________________________________________


Millicenta* - Millicenta Bulstrode (ur. 1980) – uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Została przydzielona do Slytherinu. Była drugą, obok Pansy Parkinson najlepszą koleżanką Draco Malfoya. Miała ciemne, krótkie włosy. Harry'emu przypominała obrazek z książki Wakacje z wiedźmami. Skończyła szkołę w 1998 roku.
W II tomie w Klubie Pojedynków walczyła z Hermioną Granger. Potem Hermiona chciała wykorzystać jej włosy do stworzenia eliksiru wielosokowego. Prawdopodobnie miała kota, gdyż jego sierść była na jej szacie, co spowodowało, iż Hermiona upodobniła się do tego zwierzęcia.(źródło Wikipedia). W moim opowiadaniu została ona znienawidzona przez Malfoya. (przyp. autora).


Zwierciadło Ain Eingarp** - magiczne zwierciadło, które ukazywało najskrytsze i największe pragnienie osoby w nie patrzącej. Jak głosił napis na ramie: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO (org. ERISED STRAEH RUOY TUB ECAF RUOY TON WOHS I), czyli czytane wspak: Odbijam nie twą twarz ale twego serca pragnienia (org. I show not your face but your hearts desire).
Początkowo znajdowało się w pustej klasie w Hogwarcie. Pod koniec roku szkolnego Albus Dumbledoreukrył w nim Kamień Filozoficzny i przeniósł wiele mil pod zamek. (źródło Wikipedia) W moim opowiadaniu, zwierciadło nadal stało w pustej klasie (przyp. autora)

Lumos*** - zaklęcie powoduje wydobywanie się światła z końca różdżki.

___________________________________________________________________________________________

Oto i jest nowy rozdział zachęcam do czytanie ;) 
2 kom = 2 rozdział.

Ps. Nadal poszukuję bety ;)

5 komentarzy:

  1. osz kurcze :o
    co się jej dzieje? :c
    szybko dodawaj kolejny rozdział :P

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne ;p to ze zwierciadłem było takie słodkie <3 ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie się zapowiada:) Wspaniale piszesz:) Czekam na ciąg dalszy, jestem bardzo ciekawa tego co wydarzyło się 3 lata:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nom !! Wspaniałe . Masz talent chciałabym tak pisać jak ty .
    Obserwuję + Liczę na rew. http://ave--blond.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. radzę Ci usuwać linki z Wikipedii, bo są na czarno :)

    OdpowiedzUsuń