"Są winy które rozum wybaczy, ale serce nie zapomni"
- Nie sądzisz, że zachowywali się dość
dziwnie? – zapytała Ginny zbierając ze stołu brudne szklanki.
- Myślałem o ty przez cały obiad. – zgodził
się Harry tuląc małego Jamesa na rekach.
- Przecież Hermiona pogodziła się z nim wraz
z tobą. Co prawda nie zżyli się tak ja wy, ale zachowywali się jak znajomi. A
teraz odczuwam, że się nie lubią. – ruda włożyła naczynia do zlewu i za
machnięciem różdżki już leżały na swoich miejscach na półce.
- Postaram się z nim jutro porozmawiać. –
uśmiechną się do żony gdy zauważył, że opadł jej lekko humor.
- Ja też z nią pogadam. – odwzajemniła
uśmiech i po chwili już była przy nim. –
Może pooglądamy jakiś film? – uśmiechnęła się uwodzicielsko.
- Tylko odłożę małego, a ty coś wybierz. –
musną lekko jej usta.
Byli w trakcie oglądania mugolskiej komedii
romantycznej w okno od salonu zapukał wielki puchacz, o orzechowych piórach.
Harry wstał niechętnie po czym odebrał list i
zapłacił ptakowi.
Witam Panie
Potter!
Zdajemy
sobie sprawę, która jest godzina. Jednak jest pan wzywany do Kliniki Magicznych
Chorób i Urazów Św. Munga jak najszybciej.
Uzdrowiciel
John McLoner.
- Przepraszam kochanie. Muszę jak najszybciej
pojechać do Munga. – odparł podenerwowany.
- Coś się stało? – Ginny posmutniała.
- Tego nie wiem, więc muszę sprawdzić.
Naprawdę bardzo cię przepraszam. Obiecuje ci to wkrótce wynagrodzić. –
uśmiechną się blado składając szybki pocałunek na ustach żony.
- Zapamiętam! – uśmiechnęła się, ale w środku
było jej przykro, że znów zostanie sama.
Po paru sekundach był już w szpitalu.
- Dzień dobry. Wzywano mnie. Jestem Aurorem.
– powiedział pokazując legitymacje.
- Proszę udać się na piętro czwarte. –
starsza brunetka wskazała na korytarz po prawo, który prowadził na schody.
- Dziękuję. – powiedział i już go nie było.
Szedł odważnym krokiem przez biały korytarz.
Z daleka zauważył uzdrowiciela, który go wzywał.
- O co chodzi? – zapytał podając rękę tęgiemu
mężczyźnie po czterdziestce z tygodniowym zarostem i brąz oczach.
- Podejrzewamy kolejny napad.
Najprawdopodobniej używali zaklęć nie wybaczalnych. – odpowiedział przemęczonym
głosem. – ofiarą jest 25-letnia kobieta. Niczego nie ukradli ani nie doszło do
gwałtu. Starsza kobieta pani Blackwall wyszła z kameleonem na spacer kiedy ją
zobaczyła.
- Kiedy to się stało? – zapytał spisując
informacje do notesika.
- Około dwóch godzin temu. Jej stan jest
stabilny, ale jak na razie jest nie przytomna. Siedzi z nią jeden z Aurorów.
Jak tu przyszedł od razu tam pobiegł choć mu zabranialiśmy. – lekarz
przeszukiwał jakieś papiery. – Panie Potter, nie wezwałem tu pana tylko
dlatego, że jest pan Aurorem. – spojrzał dyskretnie na bruneta.
- Nie bardzo rozumiem. – odpowiedział zgodnie
z prawdą.
- Ofiarą jest pani Hermiona Granger. – na te
słowa Harrego przez moment sparaliżowało.
- Gdzie leży? – próbował być spokojny.
- Pokój 22, na końcu korytarza w lewo. –
wskazał i odsuną się, bo wiedział, że Bliznowaty od razu tam pobiegnie.
Nie mylił się. Harry gwałtownie pociągną za
klamkę. Wszedł do nie wielkiego
pomieszczenia, o miętowych ścianach. Panował półmrok, a jedyną rzeczą
dającą światło była niewielka lampka leżąca na stoliku nocnym.
Dziewczyna leżała na szpitalnym łóżku. Szara
pościel przykrywała ją od pachy w dół. Oczy miała zamknięte w dłonie swobodnie
leżały na pościeli. Wydawało by się, jakby jej włosy straciły puszystość. Parę
kosmyków leżało swobodnie na poduszce. Twarz miała parę zadrapań i niewielkich
siniaków. Dolna warga była przecięta i spuchnięta. Wyglądała tragicznie, choć
widać było w niej piękno. Obok łóżka
siedział platynowy blondyn z lekkimi worami pod oczami i jeszcze bardziej bladą
cerą. Wyglądał na o wiele starszego niż jest. Na krześle wisiała jego
marynarka.
Harry nie mógł uwierzyć, że jeszcze parę
godzin temu rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi, a teraz jeden jest w śpiączce, a
drugi całkowicie przybity.
- Długo tu jesteś? – zapytał niepewnie brunet
podchodząc do łóżka.
- Jakieś półtorej godziny. – odparł ale jego
oczy cały czas były skierowane w stronę szatynki. Znienawidził siebie za to, że
jej nie odprowadził. Osądzał się o ten napad. – W połowie drogi do domu
dogoniła mnie sowa. – dodał.
- Co się w tedy wydarzyło? – zapytał
zielonooki.
- To wszystko moja wina. Chciałem ją
odprowadzić, odmówiła. A ja jak ten idiota przyglądałem się jak odchodzi nic z
tym nie robiąc. – w jego głosie słychać było ból i cierpienie.
Harry nie odpowiedział, nie wiedział co
powiedzieć. Gdyby nadal nienawidził się z Draco zapewne naskoczył by na niego,
ale teraz wiedział, że chłopak potrzebuje wsparcia. Usiadł na drugim krześle.
-Kiedy się obudzi? – zmienił temat.
- Nie wiadomo czy w ogóle się obudzi. –
burkną blondyn patrząc w swoje ręce.
- Em… - Harry nie mógł wydobyć z siebie
słowa.
- Jak dorwę tego skurwiela to zabiję. –
warknął Malfoy bardziej sam do siebie.
- Może przynieść ci coś do picia? – wydukał
Potter.
- Kawa. – mężczyzna momentalnie wstał i zwrócił
się do drzwi.
Draco patrzył w osłupieniu na swoją… na
Hermione. Nienawidził się za to, że za nią nie pobiegł. Mogła być na niego zła
i go ignorować – wolał to niż patrzeć teraz na nieprzytomną Granger. W głowie
latały mu wspomnienia, których nie mógł odpędzić.
Pierwsza
rocznica Bitwy o Hogwart była bardzo uroczysta. W szkole magii zajęcia zostały
odwołane, a uczniowie ubierali odświętne stroje. Pogoda też dopisywała.
Promienie słoneczne ogrzewały ziemię, a delikatny wiatr dawał orzeźwienie.
Skończył się
właśnie apel, na którym to wspominano poległych.
- Harry! –
zawołałem Wybrańca, który kierował się wraz z Hermioną i Ronem do dormitorium
Gryfonów.
- Draco? –
zapytał zdziwiony brunet. – Czego chcesz?
- Może uzna
ci się to dziwne, a może nawet zabawne. Ale… - zawahałem się. – chciałbym się
pogodzić. – Na te słowa wyciągnąłem rękę, a dwoje przyjaciół Pottera wybuchło
śmiechem.
- Pogodzić?!
Dobre sobie. Pewnie to znów jakiś żart. – wycedził Ron.
- Nie z tobą
rozmawiam Weasley. – warknąłem. – To jak? Zgoda?
Harry
analizował powoli sytuacje po czym uścisną moją dłoń.
- Ale z nimi
też musisz się pogodzić. – dał warunek.
- Harry nie
mieszaj nas w to. – szepnęła przez zęby Hermiona.
- A czemu
nie? – uśmiechnąłem się ironicznie. Kierując w stronę dziewczyny dłoń.
- Nie wiesz,
że dziewczyną nie podaje się ręki? – spojrzała na mnie wymownie.
- To co mam
cię przytulić? – zironizowałem na co brunet skarcił wzrokiem i mnie i ją.
Dziewczyna nie chętnie podała mi rękę.
Uścisnąłem ją delikatnie, a następnie skierowałem się w stronę rudego, który
też uścisnął moją rękę dość mocno i stanowczo.
- Ale pamiętaj, że to nie oznacza, że jesteśmy
przyjaciółmi. –syknął Ron.
- Nie
zamierzam. – uśmiechnąłem się kpiąco. – Hermiono, mogę cię na słówko?
–zapytałem uprzejmie.
Dwoje przyjaciół
szatynki spojrzeli na siebie z szokowaniem.
- Tylko
szybko, niedługo mamy eliksiry. – odpowiedziała inteligentnie i podążyła za
mną. Zaprowadziłem ją do jednej z
pustych klas. Gdy tylko weszliśmy, a ja przymknąłem drzwi wybuchliśmy szczerym,
głośnym śmiechem.
- Niezła z
ciebie aktoreczka! – parsknąłem nadal się śmiejąc.
- Z ciebie
również, niczego sobie aktor. – zaśmiała się. –Wiedziałam, że się zgodzą.
- Bo ty
przecież wszystko wiesz. – uśmiechnąłem się kpiąco. Za co dostałem pięścią w
ramie. – I co teraz? – zapytałem już bardziej poważny.
- Jak to co?
Będziemy udawać jakby to nigdy nic, że jesteśmy dla siebie znajomymi. –
uśmiechnęła się zwycięsko.
-
A kim dla siebie jesteśmy? – zmniejszyłem dystans jaki nas dzieli. Dziewczyna
oparła się o jedną z drewnianych ław.
-
Przyjaciółmi. – uśmiech nie schodził z jej twarzy. – A kim mamy być? – zapytała
niepewnie.
-
Ty mi to powiedz. – uśmiechnąłem się łobuzersko. Już chciałem zbliżyć się do
niej jeszcze bardziej gdy do sali wparował Filch.
-
Co wy tu robicie?! Lekcja już się zaczęła! Szlaban. Dzisiaj o 20.00 u mnie
gołąbeczki. Zrobię wam taką randkę, że przez tydzień nie będziecie mogli
trzymać się za rączki! Jazda mi na lekcje! – śmiał się ze swoich żarcików, a my
opuściliśmy szybko klasę nadal się śmiejąc.
Patrzył na nią uważnie
przypominając sobie tę chwile. Jak mógł pozwolić na stracenie tego. Drzwi znów
się otworzyły. Harry przyniósł dwie kawy. Jedną podarował przyjacielowi.
- Rozmawiałem z resztą. – zaczął
niepewnie. – wykluczyli mnie ze śledztwa. – ciągnął, a blondyn w końcu
zaszczycił go spojrzeniem. – Uznali, że będę podchodził do tego zbyt uczuciowo.
– wytłumaczył. – Idioci. –burknął.
- To co będziesz robił?
- Siedział w fakturach i zajmował
się quidditchem. A przynajmniej oni tak twierdzą. – uśmiechnął się blado. –
Radzę ci nie okazywać jej uczuć przy nich bo skończysz tak samo.
- Jakich uczuć? – oburzył się
Malfoy, ale po chwili zrezygnował, nie zamierzał już skrywać tego co czuję do
byłej Gryfonki. – Aż tak bardzo to widać? – zapytał, jakby zawstydzony.
- Od obiadu. – uśmiechną się
lekko Potter. – Zastanawia mnie czemu byliście w tedy tacy spięci?
- Przez moją głupotę. – mrukną.
Zanim zielonooki zadał kolejne
pytanie, do pokoju weszła młoda pielęgniarka.
- Koniec wizyt, dziewczyna musi
odpocząć. – oświadczyła jakby przez nos.
- To odpocznie jak pani wyjdzie.
– burknął blondyn. Rudowłosa kobieta w żółtozielonej szacie z naszytą różdżką
skrzyżowanej z kością na piersi, nie spodziewała się takiego zachowania.
- Proszę dać nam jeszcze trochę
czasu. –prosił Bliznowaty.
- Piętnaście minut. Jest już po
pierwszej. Nie chcemy kolejnych pacjentów. – uśmiechnęła się do bruneta i
wyszła.
Choć przy kolejnej wizycie
dziewczyny w fartuchu nie udało im się wymigać. To Draco nie poddał się i udało
mu się wyprosić o kanapę w pokoju pielęgniarskim.
-
Draco przecież mamy szlaban! Powinnyśmy się wziąć do pracy bo będziemy tu
siedzieć do nocy. – oburzyła się Hermiona.
-
Jak z tobą to ja mogę tu siedzieć i do jutra. – uśmiechnąłem się łobuzersko, na
co ona spłonęła rumieńcem. Kiedyś karciłem się za to w myślach, ale teraz mogę
śmiało porównać jej rumieńce do płatków róż.
-
Przestań gadać i lepiej bierz się za szmatę.
-
Millicenta*! Gdzie ona jest?! – zażartowałem za co wylała na mnie czystą (na
szczęście) wodą z wiadra prosto na szary T–shirt. – Osz ty! – krzyknąłem i zacząłem się z nią
ganiać po klasie, w której stało zwierciadło Ain Eingarp**. W końcu udało mi
się ją zagonić go jednego z kątów pomieszczenia. – I co teraz?
-
Powinieneś uważać na słowa. Nie możesz wszystkich w koło obrażać, bo sam nie
jesteś święty! – zwróciła mi uwagę.
-
Ty też nie jesteś idealna. – zbliżałem się po woli do szatynki.
-
Nie? A niby czego mi brakuje? – podniosła brwi z wymowną miną.
-
Mnie! – uśmiechnąłem się zadziornie.
-
A po co mi taki zarozumiały arystokrata u boku? – byłem już tak blisko niej.
Zapach jej włosów nie dało się opisać. Karmel, lawenda, maliny – wszystko
zmieszane w wybuchową mieszankę.
-
No przecież każdy mnie chcę! Dlaczego ty byś nie chciała? – teraz stykaliśmy
się już czubkami nosów.
W
jej oczach tańczyły malutkie gwiazdki. Już nie mogłem się powstrzymać. Musnąłem
lekko jej usta. Zadziałało to jak pytanie czy chcę więcej. A ona w odpowiedzi
objęła moją twarz swoimi delikatnymi dłońmi oddalając pocałunek.
Jeszcze
żadna dziewczyna nie wzbudziła we mnie takiego dziwnego uczucia. Nie potrafiłem
go nazwać. Pożądanie? To też, ale nie o to chodziło. Przywiązanie? Nie.
Zauroczenie? Oczywiście była piękna, jest, jest śliczna, ale to też nie to. Czy
to była miłość? Nie, to było, to jest coś większego...
Pogłębialiśmy
swoje pocałunki. Zarzuciła swoje ręce na moją szyję przyciągając mnie jeszcze
bardziej. Objęła mnie nogami w pasie. A ja trzymałem ją za biodra. Widziałem
jak w jej oczach rośnie pożądanie. Ja też tego chciałem, ale nie tu.
Zasługiwała na coś lepszego niż opuszczona klasa. Kiedyś uważałbym to za niezły
spontan, dający jeszcze większą chęć, lecz nie w tedy. Zwolniłem ruchy, by
pochwali oderwać się od jej miękkich, gorących ust. Popatrzyła na mnie
zdziwiona. Nie spodziewała się, że taki ktoś jak ja zmarnuje taką okazje.
Opuściłem ją delikatnie na ziemie. Nadal stała przy ścianie.
-
Teraz ty też jesteś cała mokra. –
wskazałem na jej błękitną koszule, która faktycznie przejęła wodę z mojego
podkoszulka. Znów się zaczerwieniła. Popatrzyła na swoje tenisówki.
-
Dobra zabierajmy się do roboty. – uśmiechnęła się delikatnie wyślizgując się z
kąta. – Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy. – chwyciła za szmatkę
rzucając mi taką samą. Nadmiar wody spowodował kolejną mokrą plamę na mojej
bluzce.
-
Znów zaczynasz? – spojrzałem na nią wymownie. Pominęła tą uwagę, stanęła przy
lustrze przyglądając się uważnie odbiciu. Podszedłem do niej obejmując jej
boki. – Co widzisz? – szepnąłem.
-
Kurz. –zaśmiała się. – A ty? – spojrzała w górę patrząc mi w oczy.
Spojrzałem
szybko na zwierciadło, po czym znów przeniosłem wzrok na jej czekoladowe
źrenice.
-
Nasze odbicie. – uśmiechnąłem się delikatnie. I znów zanurzyłem usta w jej
wargach.
Nawet w snach Hermiona nie opuszała
Malfoya. Usiadł na pomarańczowej kanapie. Za oknem nadal panował mrok. Wiedząc,
że już nie zaśnie wstał i schował różdżkę do spodni od piżamy szpitalnej.
Otworzył powoli drzwi. Na korytarzy również było ciemno.
- Lumos***. – wyszeptał. Widząc
już drogę skierował się po schodach do pokoju nr. 22. Był gotowy na
wypowiedzenie kolejnego zaklęcia. Ale drzwi były otwarte. Wślizgnął się do
środka zamykając drzwi. Usiadł na skraju łóżka patrząc na kobietę leżącą w
łóżku.
- Żałuje. – wyszeptał, a po jego
policzku spłynęła łza. – za wszystko.
-
Stary, gdzie byłeś? – zapytał czarnoskóry czarodziej.
-
W Hogsmeade. – odparłem.
-
Sam? – Blaise podniósł brew do góry.
-
Nie z Granger, a co? – burknąłem.
-
O widzę, że wpadłeś. – zaśmiał się Diabeł.
-
Nie wiem o co ci chodzi. – skłamałem.
-
Zakochałeś się Smoczku. – uśmiechnął się drwiąco, poprawiając się na fotelu w dormitorium.
-
Ogranicz ognistą. – poradziłem. – widziałeś mnie kiedyś zakochanego? –
podniosłem brwi.
-
Właśnie widzę.
-
Nie żartuj sobie Diable.
-
No ale właśnie tak jest! – zauważył. – Nie oglądasz się za innymi laskami gdy
ona przy tobie jest. Co więcej ty ostatnio w ogóle tego nie robisz!
Ograniczyłeś whisky, co naprawdę jest zadziwiające. Ciągle coś z nią robisz,
szwendacie się gdzieś po nocach i urywacie się z posiłków, a na wspólnych
lekcjach cięgle się do siebie uśmiechacie... Mam wymieniać dalej? – przyglądał
się mi uważnie.
Miał
racje. Nie oglądam się za innymi bo po co mi to jak ciągle przed oczami mam
twarz Hermiony. Alkoholu też nie piję bo nie mam na to czasu, albo się z nią
spotykam albo myślę o niej, oczywiście mógłbym przy tym popijać ognistą, ale w
tedy procenty nie dały by mi się skupić na jej osobie, a tego nie chcę. Co do
spotykania się potajemnie też miał racje. Nie chcieliśmy by ktoś dowiedział się
o naszej znajomości. Więc każdą chwile, którą mogliśmy poświęcić na spotkanie,
poświęcaliśmy.
Analizowałem
jego słowa dość długo więc on ciągną dalej.
-
Wiesz nie chodzi mi o to, że jej nie lubię czy jestem przeciwny waszemu
związku. Wręcz przeciwnie! Cieszę się, że ona cię zmieniła. Po prostu jestem na
ciebie zły, że ukrywasz do niej uczucia przed samym sobą! Naprawdę radzę ci się
ogarnąć dość szybko bo może być za późno.
-
Od kiedy ty jesteś taki uczuciowy Blaise? Może to ty się w kimś zabujałeś?! –
warknąłem wychodząc zatrzasnąłem za sobą drzwi. Byłem wkurzony, wkurzony na to,
że miał racje.
Teraz łzy leciały już wyznaczoną
drogą po jego bladych policzkach. Chciał usłyszeć jej głos poczuć jej
przeszywający wzrok. Tak bardzo tego pragnął.
Spojrzał na swój Mroczny Znak.
Wiedział, że ktoś kto ją skrzywdził miał taki sam.
- Co ja gadam przecież to ja cię
skrzywdziłem! – krzyknął nie przejmując się, że osoby na nocnej zmianie mogły
go usłyszeć. – skrzywdziłem cię tak samo jak ten skurwiel. – wyszlochał. Teraz
nie tylko z jego oczu płynęły łzy. Kobieta zacisnęła pięści na pięści na szarej
pościeli, a usta zacisnęły się w grymasie bólu. Mężczyzna gdy spostrzegł to
wstał jak poparzony.
Wybiegł z pokoju trzymając w ręce
świecącą różdżkę.
- Jest tu kto?! Ona się budzi!!!
– latał po całym korytarzu jak opętany. – Budzi się! Hermiona!
- Co pan tu robi? – syknęła
oddziałowa. – Nie po to pozwoliłam panu tu nocować, żeby pan teraz budził mi
pacjentów.
- Ale pani nie rozumie! Pacjentka
z pokoju 22 się obudziła! – krzyknął, a w jego głosie słychać było nadzieje i
nutę radości.
- Skąd pan to wie?! – zapytała
podenerwowana gdy skręcali w korytarz, w którym znajdował się pokój panny
Granger.
Nie odpowiedział bo byli już u
celu. Gdy weszli do pokoju dziewczyna nadal zaciskała pościel, po Polikach
spływały łzy, a czoło błyszczało od potu.
- Proszę się odsunąć i wezwać
patronusa do uzdrowiciela Augustusa Pye. – zrobił to co kazała, a sama
zmierzyła jej temperaturę różdżką.
___________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________
Millicenta* - Millicenta Bulstrode (ur. 1980) – uczennica Szkoły Magii
i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Została
przydzielona do Slytherinu.
Była drugą, obok Pansy
Parkinson najlepszą
koleżanką Draco Malfoya.
Miała ciemne, krótkie włosy. Harry'emu przypominała
obrazek z książki Wakacje
z wiedźmami. Skończyła szkołę w 1998 roku.
W II tomie w Klubie Pojedynków walczyła z Hermioną Granger. Potem Hermiona
chciała wykorzystać jej włosy do stworzenia eliksiru wielosokowego.
Prawdopodobnie miała kota, gdyż jego sierść była na jej szacie, co spowodowało,
iż Hermiona upodobniła się do tego zwierzęcia.(źródło Wikipedia). W moim opowiadaniu została ona
znienawidzona przez Malfoya. (przyp. autora).
Zwierciadło Ain Eingarp** - – magiczne zwierciadło, które ukazywało najskrytsze i największe
pragnienie osoby w nie patrzącej. Jak głosił napis na ramie: AIN EINGARP ACRESO
GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO (org. ERISED STRAEH RUOY
TUB ECAF RUOY TON WOHS I), czyli czytane wspak: Odbijam nie twą twarz
ale twego serca pragnienia (org. I show not your face
but your hearts desire).
Początkowo znajdowało
się w pustej klasie w Hogwarcie. Pod koniec roku szkolnego Albus Dumbledoreukrył w nim Kamień
Filozoficzny i
przeniósł wiele mil pod zamek. (źródło Wikipedia) W moim opowiadaniu, zwierciadło nadal stało w pustej klasie (przyp.
autora)
Lumos*** - zaklęcie powoduje wydobywanie się światła z końca różdżki.
___________________________________________________________________________________________
Oto i jest nowy rozdział zachęcam do czytanie ;)
2 kom = 2 rozdział.
Ps. Nadal poszukuję bety ;)
Ps. Nadal poszukuję bety ;)
osz kurcze :o
OdpowiedzUsuńco się jej dzieje? :c
szybko dodawaj kolejny rozdział :P
Pozdrawiam
świetne ;p to ze zwierciadłem było takie słodkie <3 ;d
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zapowiada:) Wspaniale piszesz:) Czekam na ciąg dalszy, jestem bardzo ciekawa tego co wydarzyło się 3 lata:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Nom !! Wspaniałe . Masz talent chciałabym tak pisać jak ty .
OdpowiedzUsuńObserwuję + Liczę na rew. http://ave--blond.blogspot.com/
radzę Ci usuwać linki z Wikipedii, bo są na czarno :)
OdpowiedzUsuń